Zaczęło się od łez. 34-letni Argentyńczyk, który spędził na Camp Nou 21 lat, nie mógł zapanować nad emocjami w dniu swojego oficjalnego pożegnania. - Dla mnie i dla mojej rodziny to jest kubeł zimnej wody - mówił o chwili, w której dowiedział się, że musi odejść. - Jeszcze się z tym nie oswoiliśmy, jeszcze to do nas nie dociera. Przecież tu jest nasz dom - powiedział. - To najtrudniejsza chwila w mojej karierze. Dlaczego Messi odchodzi z Barcelony? Dla milionów kibiców to był grom z jasnego nieba. W środę media całego świata zapowiadały, że czwartkowe spotkanie prezesa Barcy Joana Laporty z ojcem i agentem piłkarza będzie niczym więcej niż formalnością. W marcu stając do wyborów Laporta obiecywał, że kapitan drużyny zostanie na Camp Nou. Nowa umowa Messiego miała być uzgodniona i gotowa do podpisu. Kilkanaście godzin później okazało się, że operacja zakończyła się fiaskiem. Klub wydał w tej sprawie oficjalny komunikat. Świat obiegła wiadomość: "Messi odchodzi". Barceloński dziennik "Sport" na swoich łamach zażądał, by wszystkie szczegóły negocjacji zostały ujawnione. Messi to kapitan i najlepszy piłkarz w historii Barcelony. Symbol najlepszego okresu w dziejach klubu. Dla Katalończyków jest ikoną, dobrem narodowym. Może nie tylko dla Katalończyków, bo to przecież rekordzista ligi hiszpańskiej jeśli chodzi o liczbę goli (474). Zdobywał Pichichi aż osiem razy. Nie było takiego drugiego i długo nie będzie. - Ja zrobiłem wszystko i klub zrobił wszystko. Okazało się to niemożliwe - przekonywał Messi. Dodał, że zadłużona Barcelona nie poradziła sobie z limitem zarobków piłkarzy nałożonych przez władze ligi hiszpańskiej. Wydawał się człowiekiem złamanym tą sytuacją. Przed rokiem sam chciał opuścić Camp Nou, teraz zależało mu na pozostaniu. Wierzył, że to będzie możliwe. W nowym kontrakcje zgodził się na obniżkę pensji o 50 procent. Tyle, że według ujawnionej w styczniu przez dziennik "El Mundo" poprzedniej czteroletniej umowy Messiego z Barceloną zarobił 555 273 619 euro brutto. Czyli kosztował klub 139 mln euro rocznie! Połowa z tego to wciąż 69,5 mln. Kwota gigantyczna. Podczas swojego dzisiejszego pożegnania z Camp Nou Argentyńczyk robił co mógł, by jak najmniej mówić o pieniądzach. A jednak to argument kluczowy. Według wstępnych informacji pensja netto Messiego w PSG wyniesie między 35, a 40 mln euro za sezon. 34-latek będzie najlepiej opłacanym graczem zespołu z Paryża. Neymar zarabia 35 mln. Łzy, emocje związane z odejściem to jedno. Część kibiców zastanawia się dlaczego tak bogaty człowiek jak Messi nie mógł obniżyć swoich oczekiwań finansowych do poziomu, który byłby do spełnienia dla tonącej w długach Barcelony? Na to pytanie muszą sobie odpowiedzieć sami. Z przecieków medialnych wiemy, że Laporta negocjował obniżenie zarobków z innymi graczami Barcy i że były to rozmowy ekstremalnie trudne. Żaden pracownik na świecie nie lubi, gdy jego pensja maleje, bez względu na kwoty, które zarabia. Historia piłki pełna jest kłótni o kasę. Niedawno z tego samego powodu Real Madryt stracił na rzecz PSG swojego kapitana Sergio Ramosa. Poza emocjami, przywiązaniem do klubu i jego fanów istnieje więc coś jeszcze. Każdy piłkarz chce zarabiać jak najwięcej, bo kariera trwa najwyżej kilkanaście lat. Cristiano Ronaldo opuścił królewski klub w 2018 roku także po to, by w Juventusie Turyn zarabiać więcej (30 mln za sezon). Czy finansowe żądania piłkarzy unieważniają ich przywiązanie do klubów? Każdy kibic może mieć na ten temat własne zdanie. Z pewnością Messiego stać na to, by w Barcelonie grać za symboliczne jedno euro, ale byłby to chyba pierwszy przypadek w historii piłki. Messi, Neymar, Mbappe - najlepszy zespół w historii piłki? Oczywiście kasa jest ważna, wierzę jednak, że łzy pożegnania i wielkie emocje Argentyńczyka, który przybył do Barcelony w wieku 13 lat, są szczere. Może jego odejście to jednak nie koniec świata? Ani dla klubu z Camp Nou, ani dla samego piłkarza. Kiedyś ten moment musiał nadejść. W internetowej ankiecie madryckiego dziennika "As" aż 35 proc głosujących uważa, że nadszedł czas, by Barcelona nauczyła się radzić sobie bez 34-latka. Messi zdobył w Barcelonie 35 trofeów. Cztery razy wygrał Ligę Mistrzów. Uważa, że co najmniej o raz za mało. Wymienił półfinały z lat 2010 i 2019, które Barca niespodziewanie przegrała z Interem Mediolan i Liverpoolem. - W klubie do którego odejdę będę się starał wygrać Ligę Mistrzów raz jeszcze - powiedział. Nadszedł czas na nowe wyzwania. W Paryżu już świętują, że będą mieli najlepszy zespół w dziejach piłki, z Neymarem, Messim i Mbappe w ataku. Messiemu zależy, by fani Barcelony wiedzieli, że nie grał na dwóch frontach, był lojalny wobec nich i klubu, liczył na nową umowę na Camp Nou bez asekurowania się rozmowami z innymi pracodawcami. Podczas niedawnych wakacji na Ibizie sfotografował się z graczami PSG Angelem di Marią, Neymarem, Markiem Verrattim i Leandrem Paredesem. Ten pierwszy zamieścił fotkę w mediach społecznościowych, co wywołało lawinę plotek. - To był czysty przypadek - skomentował Messi.- Jak powiedział Laporta nikt nie stoi ponad klubem. Barcelona poradzi sobie beze mnie, bo to największy klub świata. Ma świetnych graczy. Na początku kibice będą się czuli dziwnie nie widząc mnie na boisku, ale z czasem się przyzwyczają. Tak jak ja się przyzwyczaję do nowej koszulki - powiedział Messi. Uśmiechnął się przy tym, jakby przez smutek rozstania przebijała ekscytacja wywołana nowym wyzwaniem. Każde pytanie do Argentyńczyka na pożegnalnej konferencji prasowej zaczynało się od gratulacji i podziękowań od dziennikarza. Czy to dziennikarz z Katalonii, Madrytu, czy z zagranicy. Messi dokonał w Barcelonie rzeczy wielkich. Wciąż chce jednak gonić najbardziej utytułowanego w historii piłki Daniego Alvesa. Grali razem w Barcelonie 8 lat. 38-letni Brazylijczyk zdobył właśnie w Tokio tytuł mistrza olimpijskiego - swoje 44 trofeum w karierze. Jest pod tym względem rekordzistą w historii piłki. Messi pobił około 400 rekordów w swojej karierze. Z pewnością kilka jest jeszcze do pobicia. Najważniejsze marzenie to złoto mundialu z Argentyną w Katarze. To będą zapewne jego ostatnie finały mistrzostw świata. Pierwszy raz pojedzie tam już nie jako symbol Barcelony. Dariusz Wołowski