Na dźwięk nazwy "Cadiz" większość kibiców wzruszy ramionami lub się ironicznie uśmiechnie. Lokalny klubik, bez sukcesów, z budżetem 50 mln euro, nie robi na nikim wrażenia. Ten właśnie Cadiz pokonał Barcelonę i Real Madryt w rundzie jesiennej Primera Division, choć jest w tabeli dopiero 15. Nie tyle świadczy to o jego sile, ale skali kryzysu, która dopadła największych. W niedzielę Cadiz przyjedzie na Camp Nou, by sprawdzić, czy w drużynie Ronalda Koemana tli się jeszcze chociaż iskierka nadziei. Drużyna, która się rozlatuje Tak spektakularnych upadków nie zalicza ostatnio żadna drużyna na świecie. Kto mógł to przewidzieć w maju 2015 roku, gdy Barcelona pokonywała Juventus 3:1 w finale Ligi Mistrzów? Klub z Katalonii miał za sobą najwspanialszy okres w historii. Kultową drużynę z Leo Messim, Neymarem i Luisem Suarezem, nad którą słońce zdawało się nie zachodzić. Broniąc tytułu najlepszego zespołu Europy Katalończycy przegrali ćwierćfinał LM z Atletico Madryt po zaciętej walce. Symptomy zbliżającej się katastrofy pojawiły się w 2017 roku - po porażce z PSG 0-4 w Paryżu. Rewanż przyćmił problemy, Katalończycy wygrali go 6-1 i szybko o swoich słabościach zapomnieli. Gra obronna drużyny stawała się fatalna. Dopóki Messi, Neymar, Iniesta i inni mieli piłkę, mogli czuć się bezpieczni. Po jej stracie powstawał chaos i panika. Gerard Pique pozwolił sobie wtedy na uwagę, że historyczny triumf nad PSG nie będzie miał znaczenia, jeśli Barca nie pojedzie na finał Ligi Mistrzów do Cardiff i go nie wygra. Aspiracje i poczucie własnej wartości Katalończyków zbudowane na triumfach z lat 2006-2015 błyskawicznie zweryfikował Juventus. 0:3 w Turynie w ćwierćfinale LM to był sygnał poważniejszej choroby, która miała się rozwijać w kolejnych latach. 0:3 z Romą w Rzymie w ćwierćfinale LM w kolejnym sezonie spadło na Barcelonę jak grom z jasnego nieba. Zaledwie sześć dni po triumfie 4:1 na Camp Nou, który dawał Katalończykom całkowity spokój przed rewanżem. W 2019 roku Messi i inni przeżyli deja vu, tylko w jeszcze boleśniejszej formie. Po zwycięstwie 3:0 na Camp Nou w półfinale Ligi Mistrzów z Liverpoolem, przyszła klęska 0:4 w rewanżu na Anfield. Czwarty gol jakiego stracili Katalończycy, zagapiając się przy rzucie rożnym, byłby powodem do wstydu dla drużyny podwórkowej. 2:8 z Bayernem w poprzedniej edycji LM było przejawem tej samej choroby. W obliczu rywala wybieganego, silnego, walczącego Barcelona poddaje się i rozsypuje w drobny mak. Bawarczycy szli przez Ligę Mistrzów jak walec, ale nikomu, ani Crvenej Zveździe Belgrad, ani Olympiakosowi w fazie grupowej nie wbił aż ośmiu goli. Katalończykom pozostawała twierdza Camp Nou jako ostatnia deska ratunku. U siebie w Lidze Mistrzów nie przegrali 38 kolejnych meczów - od maja 2013 roku zaliczyli 4 remisy i 34 wygrane. W pandemii padło nawet Camp Nou. Zdobył je w grudniu Juventus rozbijając Katalończyków 3:0! To był ostatni sygnał alarmowy, właśnie tyle potrzebowali Turyńczycy, żeby wygrać grupę. Od 52. minuty Barcelona musiała odpowiedzieć choćby jedną bramką, ale nawet tego nie umiała. Skazała się na losowanie z drugiego koszyka i rywala tak mocnego jak PSG już w 1/8 finału. Paryżanie wzięli Camp Nou spacerkiem (4-1) i rewanż w Parku Książąt jest tylko formalnością. Przeciętniacy o wielkich nazwiskach Po raz pierwszy od 2007 roku Barcelona zakończy rywalizację w Lidze Mistrzów na pierwszym dwumeczu fazy pucharowej. To pokazuje, że nieustannie osuwa się w europejskiej hierarchii. Z najwyższego punktu odniesienia w klubowej piłce, Katalończycy zostali zredukowani do roli przeciętniaka. Trzech piłkarzy wzięło udział we wszystkich tych klęskach ostatniego pięciolecia. Marc-Andre Ter Stegen, Leo Messi i Gerard Pique. Wszyscy uchodzą w Barcelonie za bohaterów. Niemiec został niedawno najlepiej opłacanym bramkarzem świata. Messi zarobił w ostatnich czterech sezonach 555 mln euro. Pique przedłużył latem kontrakt, choć po klęsce z Bayernem zadeklarował, że jest gotowy odejść, by klub mógł dokonać w składzie koniecznej rewolucji. Rewolucja i tak będzie nieunikniona. Barca zakończy ten sezon bez trofeum - na to wygląda. Tak jak poprzedni. Dla klubu, który wciąż ma największe przychody w światowej piłce, 24 miesiące bez jakiegokolwiek sukcesu to wieczność. Pole manewru jest jednak ograniczone ogromnymi długami i stratami wynikającymi z pandemii. W marcu będzie nowy prezes, który odbije się od dna pustej kasy. Katalończycy dotarli do ściany. Koeman musi ich podnieść z kolan na Cadiz. Żeby zachować twarz i resztki dumy. Barca traci w lidze do Atletico 9 pkt. W półfinale Pucharu Króla przegrała pierwszy mecz z Sevillą 0:2. Z marzeń o Lidze Mistrzów odarło ją PSG - wystarczył Mbappe, nie trzeba było nawet Neymara i Di Marii (leczą urazy). Im szybciej Katalończycy uświadomią sobie swoją sytuację, tym dla nich lepiej. Od rzucenia wszystkich sił na Cadiz trzeba zacząć. Barcelona wygląda dziś jak grupa rozbitków: sławnych, bogatych, sytych, którzy znaleźli się na równi pochyłej. Antoine Griezmann to gwiazda mistrzów świata. Ousmane Dembele, Umtiti, Lenglet to też gracze, którzy w reprezentacji Francji odegrali lub odgrywają swoją rolę. Tym bardziej upokarzająca musiała być dla nich porażka z PSG. Dembele uchodził kiedyś za talent miary Mbappe - zdolny, by sam rozstrzygać mecze. Po przybyciu na Camp Nou miał serię urazów, ostatnio grał jednak dużo, jest zdrowy. Z okazji setnego meczu w Barcelonie opowiadał dziennikarzom, jak dojrzał i ile się u niego zmieniło na lepsze. Po czym w meczu sezonu z PSG zmarnował okazję na gola przy stanie 1:0 dla Katalończyków, zanim rywal zdążył się rozpędzić. To był jedyny moment, w którym można było wierzyć, że Katalończycy nie są bez szans w starciu z mistrzem Francji. Podobny kiks Dembele zaliczył w 2019 roku w półfinale z Liverpoolem, gdy przy stanie 3:0 dla Barcy nie potrafił kopnąć piłki do bramki. Ten feralny strzał okazał się potem brzemienny w skutki, ale Ousmane wniosków z tego nie wyciągnął. Wyniki, tabelę i terminarz Primera Division znajdziesz tutajPique, Busquets, Jordi Alba, Miralem Pjanic, Frankie de Jong to gracze wciąż uchodzący za gwiazdy, choć poza Holendrem w stadium dekadencji. Tak jak kontuzjowany Philippe Coutinho - najdroższy piłkarz w historii klubu, który nie dał Barcelonie absolutnie nic. Są na Camp Nou młodzi: Pedri, Riqui Puig, Francisco Trincao oraz kontuzjowani Ansu Fati i Ronald Araujo. Dlaczego grupa graczy o takich możliwościach stacza się w przeciętność? Wydaje się, że Barcelona zbyt długo żyje snem o potędze i świetlanej przeszłości. Dariusz Wołowski