Z 23 indywidualnych wyróżnień Franka Lamparda pominąłbym drugie miejsce w plebiscycie "Złota Piłka" za Ronaldinho w 2005 roku. Siedem lat to dla piłkarza wieczność. O klasie Anglika lepiej świadczy fakt, że uznano go za najlepszego gracza Premier League poprzedniej dekady. Gdyby szukać jego odpowiedników: w lidze hiszpańskiej byłby nim Xavi Hernandez, w Serie A Andrea Pirlo, w Bundeslidze ewentualnie Bastian Schweinsteiger, choć porównanie z sześć lat młodszym Niemcem jest zdecydowanie najbardziej naciągane. W 2004 roku, przychodząc do Chelsea Jose Mourinho dowiedział się, jakim szacunkiem Lampard darzy Zinedine’a Zidane’a, więc po jednym z treningów wybrał się z nim aż pod prysznic, by przekonać Anglika, iż u niego będzie pełnił równie eksponowaną rolę. Przepowiednia Portugalczyka się wypełniła, ponad 200 bramek dla Chelsea, to jak na pomocnika wynik wręcz fenomenalny. W poprzednim sezonie, gdy starzejące się i pokiereszowane gwiazdy ze Stamford Bridge wygrały Puchar Anglii i Ligę Mistrzów, Frank był najlepszym strzelcem zespołu z 16 bramkami, do których dorzucił na deser 10 asyst. Nikt nie wprawiał w większą dumę fanów Chelsea. Charyzmatyczny, waleczny, z wizją gry i wyszkoleniem technicznym wręcz unikalnym, jak na brytyjskie standardy. W świecie piłki uważany za intelektualistę, choć opaskę kapitana dzielił z Johnem Terrym, odróżniało go od niego wszystko. Poza żenującym incydentem z 11 września 2001 roku, gdy na Heathrow zalani w pestkę liderzy Chelsea szydzili publicznie z amerykańskich turystów przerażonych atakiem na World Trade Center. Zwykle Lampard był jednak na Stamford Bridge doktorem Jekyllem. W finałach Champions League zagrał dwukrotnie, zdobywając trzy bramki, w tym dwie w serii rzutów karnych: przegranej w 2008 roku w Moskwie i zwycięskiej sprzed 8 miesięcy. To już wszystko przeszłość, trudno jednak zrozumieć decyzję klubu i Romana Abramowicza o pozbyciu się w czerwcu swojego kapitana. Mimo iż Rafa Benitez chce go w zespole, a piłkarz zadeklarował zgodę na obniżenie zarobków. Przecież ostatnio dwa jego gole uratowały "The Blues" mecz z Evertonem. Wciąż nie ma na Stamford Bridge piłkarza, który tyle widziałby na boisku. Może z wyjątkiem Juana Maty, ale on gra tuż za napastnikiem, a poza tym potrzebuje wsparcia i zmiennika. Jak widać, w Chelsea nikt nie chce sobie zawracać głowy tradycją, etosem, budowaniem pomostu między przeszłością i przyszłością. Frank zrobił swoje, więc dziękujemy. Tymczasem, jakie jest ryzyko? Gdyby był bez formy, grzecznie siedziałby na ławce w kolejnym sezonie. Żeby wrócić do przykładu młodszego od Lamparda o półtora roku Xaviego Hernandeza, Barcelona właśnie przedłużyła z nim kontrakt. Drugim przykładem jest rok młodszy od Franka Pirlo. W 2011 roku Milan stwierdził, że lata jego świetności minęły bezpowrotnie, tymczasem nie tylko gra w Juve, ale przede wszystkim na Euro 2012 była potwierdzeniem geniuszu pomocnika, który dawno przekroczył trzydziestkę. Może to jednak nie koniec Franka w wielkiej piłce? Na razie spekuluje o tym na Wyspach przede wszystkim prasa brukowa, ale pomocnik Chelsea dostanie prawdopodobnie ofertę od Aleksa Fergusona. 71-letni Szkot jest obojętny wobec metryki, udowodnił to w przypadku pięć lat starszego od Lamparda Ryana Giggsa i 38-letniego Paula Scholesa. Co prawda eksperyment z Michaelem Owenem się Manchesterowi nie udał, ale poniesione straty były minimalne. Owen przyszedł, jako wolny piłkarz, w takiej samej sytuacji będzie za pół roku Lampard. Można podpisać z nim umowę na jeden sezon, by ryzyko było jak najmniejsze. Być może Ferguson przekona Abramowicza, że warto czasem spojrzeć na świat poza czubek własnego nosa? Chyba, że Frank wybierze emigrację do MLS, bo lojalność wobec "The Blues" nie pozwali mu na grę dla odwiecznego rywala. Ciężko być legendą Chelsea, z epilogiem w Manchesterze. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu