Temat wspierania klubów przez spółki skarbu państwa to nic nowego. Zawsze to jednak drażni, a w najlepszym razie wywołuje skrywaną zazdrość. I zawsze jest wyciągany ten sam argument. Skoro jakaś spółka skarbu państwa płaci na klub, to zrzucamy się na to my wszyscy, bo przecież państwo ma nasze pieniądze. To wszystko jednak uproszczenie. Przecież każda spółka wydaje jakiś procent na reklamę poprzez sport. Raz tu, raz tam, wszystko to jest zależne od wielu czynników. Czasem od znajomości, czasem od koniunktury, adresu siedziby danej spółki, a bardzo często od tego, jak zawieje polityczny wiatr. Teraz trafiło na Motor, bo świetna historia, bo ściana wschodnia. Mam trochę takie nieodparte wrażenie, że Motor to taka nowa Unia Tarnów. Pamiętacie Unię z Gollobami i Rickardssonem? W tym Motorze nie ma aż tak wielkich mistrzów. Nie ma ani polskiego mistrza Bartosza Zmarzlika, choć prezes Jakub Kępa bardzo go chciał, ani najlepszego aktualnie zagranicznego zawodnika Artioma Łaguty (Motor ma jego brata Grigorija). Ma jednak Motor mocny, wyrównany skład z silną dwójką juniorów i jest w finale. Swoją drogą, to niedzielny mecz Motoru z Moje Bermudy Stalą Gorzów był świetnym zwieńczeniem tegorocznych pojedynków między klubami. Motor, choć przegrał walkę o Zmarzlika, może się cieszyć i zacierać ręce. Prezes Stali Marek Grzyb przed pierwszym spotkaniem machał Motorowi pięścią przed nosem ogłaszając nowy kontrakt Zmarzlika. Jednak jeszcze w Gorzowie Motor odpowiedział mocnym ciosem, posyłając rywala na deski. W Lublinie zrobił to po raz drugi. Tak na marginesie, to wygrana walka o Zmarzlika może okazać się pyrrusowym zwycięstwem. Wiele ona Stal kosztowała. Prezes Kępa, podbijając ofertę dla Bartosza, sprawił, że Stal finansowo się wykrwawiła. Skąd weźmie 4,5 miliona złotych na kontrakt Zmarzlika w sezonie 2022? Tego nie wiem. Stal zaczyna mi z kolei trochę przypominać Polonię Bydgoszcz z czasów Tomasza Golloba. Tam też koncentrowano się głównie na tym, by zatrzymać mistrza. Wszystkie siły i środki szły na ten cel i często gęsto brakowało na inne cele. W Stali kołdra też może się okazać za krótka. Znowu klub będzie zmuszony do kompromisów. W tym roku Stal zrobiła drużynę na cztery armaty. Długo się to sprawdzało. Jednak w decydującym momencie zawiódł Martin Vaculik. Nikt się tego nie spodziewał? Ależ skąd. Mój znajomy właśnie mi przypomniał, co mówił o Vaculiku, kiedy ten przychodził do Stali, a wywód zakończył zwrotem: a nie mówiłem. Bo w myśl teorii znajomego Vaculika nie trzyma ciśnienia w meczach o złoto. W 2016 zawalił finał Apatorowi, w 2017 i 2018 Stal z Martinem w składzie też nie wygrała złota. Zdobyła jednak chociaż srebro i brąz, bo Falubaz z Vaculikiem dwa razy zajmował czwarte miejsce. Klątwa dalej działa.