Niedawno trener kadry Rafał Dobrucki przekonywał mnie, że starty juniorów w Speedway of Nations nie mają sensu, że więcej z tego szkody, niż pożytku. Taki junior niczego nie zyskuje, a jedynie tworzy ryzyko dla pozostałych Idąc tym tropem, można by napisać, że pchanie na siłę słabych polskich juniorów do PGE Ekstraligi też nie ma sensu. Wystarczy wspomnieć przypadek Oliwiera Ralcewicza z Moje Bermudy Stali Gorzów. Co dobrego dały mu dwa zera i kpiny, jakie z niego robiono w trakcie transmisji. Zakładam w ciemno, że debiut pod hasłem: śmiała się z niego cała Polska, nie jest najlepszym wstępem do kariery. W najlepszym razie jest olbrzymim obciążeniem, wymaga też pilnej rozmowy ze specjalistą. A jeśli do tego dodamy, że za rok wchodzi liga U-24, to nie było lepszego momentu, żeby odejść od zmuszania młodych zawodników do jazdy w najlepszej lidze świata. Tym bardziej że to ma być topowy produkt. Żużlowcy, którzy jeszcze powinni jeździć z literką "L" na plecach, nie bardzo do tego pasują. Dlatego napisałem: szkoda. Przecież nie każdy musiał z tego korzystać. Niektórzy mogliby jednak podreperować składu, podnosząc jakość ligi. Ktoś zaraz powie, że powinni nas interesować wyłącznie Polacy. Ok. Gdybyśmy jednak zaczęli rygorystycznie stosować się do dewizy: Polska dla Polaków, to za chwilę ścigalibyśmy się sami z sobą, a żużel stałby się lokalną atrakcją, polską specjalność, czymś w rodzaju wyścigów wielbłądów. Ekstraliga U-24 wydaje się wystarczającym gwarantem tego, że szkolenie nie umrze, że krajowi młodzieżowcy będą mieli zapewnioną szansę rozwoju. Poza tym działacze nie są głupi i wiedzą, że nic tak nie przyciąga kibica, jak lokalna perełka. Każdy o takiej marzy, a niektórzy, jak Fogo Unia Leszno, uczynili ze szkolenia juniorów swój atut. Podobną drogą chce iść Eltrox Włókniarz Częstochowa. Prezes Michał Świącik od pewnego czasu bawi się w skauta, który przemierza Polskę i wyszukuje talenty, stwarzając im w klubie warunki do tego, by podnosili kwalifikacje. Na koniec pójdę tropem redaktora Marcina Kuźbickiego, który kiedyś marzył o Jonasie Jeppesenie na pozycjach juniorskich. A mnie się marzy np. Francis Gusts. A naszym, którzy nie mają wystarczających umiejętności bądź talentu dajmy czas, by mogli się spokojne rozwijać. Bez śmiechu i narażania się na drwiny.