Kiedy Moje Bermudy Stal Gorzów jechała niczym walec wygrywając cztery mecze z rzędu ktoś mógł powiedzieć, że to idealny kandydat na mistrza, drużyna bez wad. Stal jednak potknęła się boleśnie we Wrocławiu, potem przyjechał do Gorzowa Włókniarz i poprawił, i teraz już widać, gdzie są największe problemy. Zacznijmy od tego, że drużyna została skonstruowana tak, że wystarczy, iż jeden z seniorów pojedzie piach i już są problemy. Cztery seniorskie armaty to jest wielka siła pod warunkiem, że wszystko chodzi, jak w szwajcarskim zegarku. W Stali chodziło do czasu. Gdy przestało, wyszły na jaw braki. Jednak do rzeczy. Pierwszy i największy problem, to juniorka. Jestem zdania, że Stal popełniła duży błąd, odpuszczając Mateusza Bartkowiaka. Wiem, to jest talent po przejściach, po naprawdę ciężkich kontuzjach. Myślę sobie jednak, że należało zaryzykować i zostawić go w Stali nawet kosztem Kamila Nowackiego. Uzbrojony w sprzęt i odpowiednio dopieszczony Bartkowiak byłby lepszym partnerem dla Wiktora Jasińskiego. Kolejna sprawa, to Rafał Karczmarz. Od jakiegoś czasu żużel jest dla niego dodatkiem. Kasa spływa na konto, więc grzech nie skorzystać. Karczmarz nie jest już jednak zainteresowany karierą przed duże K. Bierze, co daje mu los, ale swoją przyszłość widzi raczej w handlu sprzętem AGD. Już od jakiegoś czasu pomaga bratu w prowadzeniu interesu. Trudno go za to rozdwojenie jaźni winić. Należy raczej winić klub za to, że zamiast po męsku postawić sprawę i przestać pakować kasę w mało perspektywicznego zawodnika, ciągnie tę telenowelę, która nie będzie mieć szczęśliwego końca. Dziwi mnie, że Stal nie postawi odważnie na Marcusa Birkemose. Chłopak ma talent, bardzo chce, ale jeśli dotąd dostał szansę tylko w dwóch meczach wyjazdowych, to trudno się dziwić, że nie może odpalić. Jeśli Stal awansuje do play-off, to Karczmarz jej raczej nie pomoże, prochu nie wymyśli. Birkemose może to natomiast zrobić. Ostatnią sprawą generującą problemy jest sztab szkoleniowy. W porównaniu do ubiegłego roku ten sztab się zmienił. Nie ma w nim Przemysława Buszkiewicza, który pilnował realizacji zadań poszczególnych członków sztabu, wszystko to spinał. Kogoś takiego teraz brakuje. Działacze Stali po dwóch porażkach rzucili się do gardła trenerowi Stanisławowi Chomskiemu, ale prawdę powiedziawszy (choć zgadzam się z tezą, że szkoleniowiec popełnił błędy) nie mają pola manewru. Wymiana Chomskiego na Palucha, choć kusząca (Paluch wygrał z drużyną dwa pierwsze w tym sezonie, gdy Chomski był na kwarantannie), nie ma sensu. Paluch w ogóle nie ma zmysłu taktycznego, nie będzie też żadnym autorytetem dla Bartosza Zmarzlika, Martina Vaculika czy Szymona Woźniaka. Gdy przyjdzie prawdziwy kryzys, to Paluch problemu nie rozwiąże. Luki w sztabie Stal jednak nie jest w stanie zapełnić. Buszkiewicz nie wróci, nawet gdyby dano mu worek złota. Innego kandydata nie widać. Wiedza ludzi z obecnego zarządu o żużlu jest stosunkowo niewielka. To świeżaki, które dopiero się żużla uczą. Gdyby któregoś z nich desygnować jak Buszkiewicza do parkingu (on był też wiceprezesem klubu), to tak, jakby tam wrzucić granat. Wybuchnie, będą ofiary, ale problem zostanie. Oczywiście Stal wciąż może zostać mistrzem. Jeśli czwórka seniorów wróci do bezbłędnej jazdy, to wszystko inne straci na znaczeniu. Jeśli. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź