Stal Nysa, która w tym sezonie przegrała już sześć tie-breaków, pojechała walczyć o punkty na bardzo trudny teren do Radomia. Czarni tydzień wcześniej wygrali mecz, moim zdaniem o sześć punktów, z MKS-em Będzin 3:1. Po tym spotkaniu faworytem starcia z beniaminkiem byli radomianie. Trener Robert Prygiel mógł wreszcie skorzystać ze wszystkich swoich zawodników, a nie zawsze miał taki komfort. Jak nie koronawirus, to drużynę dopadały kontuzje. Stal natomiast musiała sobie jeszcze radzić bez najlepszego przyjmującego Łukasza Łapszyńskiego. Za to powoli do zdrowia wraca Zbigniew Bartman, który nie wyszedł w pierwszej "szóstce", ale szybko na przyjęciu zastąpił Kamila Długosza i grał do samego końca. Szkoleniowiec zespołu z Nysy Krzysztof Stelmach szukał szczęścia wśród zmienników. Błyskawicznie, nawet nie wiem czy nie zbyt pochopnie, ściągnął z boiska Wassima Ben Tarę, a w jego miejsce do boju posłał Michała Filipa. Gra Stali w drugim, trzecim i czwartym secie polepszyła się, ale i tak to było za mało na Czarnych. Ofensywny duet Siła radomian w ofensywie był zdecydowanie mocniejsza i to pozwoliło im zainkasować komplet punktów. Brylowali Dawid Konarski (22 pkt) i Brenden Sander (17 pkt). Myślę, że to są kluczowi gracze dla tej ekipy. Kiedy oni "odpalą", to Czarni są groźni dla wszystkich w lidze. Kiedy jeden z nich ma słabszy dzień, radomianie prezentują się dużo gorzej. Trener Prygiel bardzo się cieszy, że przede wszystkim Konarski jest już w pełni sił. Mam wrażenie, że Sander czuje się pewniej na boisku, kiedy ma obok siebie reprezentanta Polski i jest skuteczniejszy. Amerykaninowi jest łatwiej atakować z lewej strony, bo rywale koncentrują się na Konarskim. Beniaminek przekonał się o sile tego duetu. Na razie Stal ma tylko jedno zwycięstwo za trzy punkty. Moim zdaniem kilka "oczek" im uciekło, notabene z Czarnymi i z MKS-em Będzin u siebie. Dorobek ligowy mogli mieć lepszy. Beniaminek walczy, ma potencjał i uważam, że nie powinien mieć problemów, żeby utrzymać się w PlusLidze. Bijatyka o ligowe punkty Wydawało się, że po ostatnim meczu Aluron CMC Warta Zawiercie kryzys ma za sobą. Wygrali przecież efektownie z Indykpolem AZS Olsztyn 3:0. Jadą do GKS-u Katowice, który tydzień wcześniej zagrał katastrofalnie w Rzeszowie, atakując na poziomie 30 procent. Zawiercianie byli faworytem tej konfrontacji, ale faworyt nie zawsze wygrywa. GKS zwyciężył 3:1. Widać, że od pewnego czasu "maszynka" Zawiercia straciła regularność i powtarzalność w swojej grze. Myślałem, że mecz z AZS-em, będzie dla Warty przełomowy i ta drużyna pójdzie do przodu. Okazało się inaczej. Trzeba podkreślić, że katowiczanie oddali przeciwnikowi aż 39 pkt po błędach i blokach. Tak chwalone przeze mnie zespoły straciły jakość. Falują bardzo mocno, grają w kratkę i nie wiemy, czego po nich można się spodziewać. Ale taka jest nasza liga. Oprócz ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle i Trefla Gdańsk, pozostałe drużyny mają problem z własną grą i regularnością. W Katowicach oglądaliśmy dużo błędów, bałaganu siatkarskiego i gdyby nie postawa gospodarzy w bloku, który funkcjonował na wysokim poziomie, to pewnie mielibyśmy pięć setów. W tym elemencie wyróżnił się Miłosz Zniszczoł, który moim zdaniem był najrówniej i najlepiej grającym zawodnikiem GKS-u. To on, jak dla mnie, zasłużył na nagrodę MVP. Jego doświadczenie, spokój było widoczne w tym spotkaniu. Pojedynek stał na średnim poziomie, ale czasami taka właśnie jest bijatyka o ligowe punkty. Czy po laniu w Rzeszowie padły mocne słowa w szatni GKS-u? Trudno powiedzieć. Pamiętajmy, że Asseco Resovia prezentuje się zdecydowanie lepiej u siebie niż na wyjazdach. Myślę, że w Katowicach trener wie, jakich ma zawodników i że tej drużynie mogą przytrafić się takie mecze. Na pewno analizowali starcie w stolicy Podkarpacia. Wnioski zostały wyciągnięte, bo GKS zgarnął pełną pulę z Wartą, ale gra w ostatnich tygodniach nie wygląda zbyt dobrze. W środowisku krążą plotki W Gdańsku spotkały się zespoły, które są na przeciwległych biegunach. O meczu Trefl - MKS Będzin można jedynie powiedzieć, że się odbył. Podopieczni Michała Winiarskiego wygrali pewnie 3:0. Gdańszczanie w każdym meczu pokazują dobrą grę i to się przekłada na miejsce w tabeli. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie MKS spadnie z ligi. Krążą w środowisku siatkarskim niepotwierdzone plotki, że w Będzinie są kłopoty i nie chodzi tylko o aspekt sportowy. Miejmy nadzieję, że wszystko się unormuje i MKS powalczy jeszcze o utrzymanie. Jest jeszcze dużo spotkań do rozegrania, ale patrząc dziś na tabelę, to ten klub nie ma już nic do stracenia. Teraz chyba jednak nikt nie wierzy, że klub z Będzina nagle się poprawi. Ktoś powie, że Stal ma tylko trzy punkty więcej. Prawda, ale gdy się spojrzy, jak gra beniaminek, a jak gra MKS, to rzuca się w oczy, że więcej jakości sportowej, siatkarskiej formy jest po stronie Stali. Trzymam kciuki za Mateusza Mikę Mateusz Mika może jeszcze nie był zawodnikiem, którego z przyjemnością oglądaliśmy w mistrzostwach świata w 2014 roku w Polsce, ale wracał do fajnej dyspozycji. Był regularny, w każdym meczu grał równo, punktował, widać było dynamikę, pewność siebie. Praca z trenerem od przygotowania fizycznego Wojciechem Bańbułą przynosiła efekty, co też przekładało się na formę Mateusza, który, powiedzmy sobie szczerze, szukał swojego miejsca. W Gdańsku je odnalazł, a tu taka nieszczęsna kontuzja. Wiemy, że Mateusz jest już po operacji zerwanego więzadła krzyżowego w kolanie, ale czeka go sześć miesięcy przerwy i ciężka rehabilitacja. Trzymam kciuki za Mateusza. Chciałbym podkreślić rolę prezesa Trefla Dariusza Gadomskiego. Takiego szefa życzę wszystkim, żeby mieli przyjemność pracować z takim człowiekiem. Już dał sygnał, że Mateusz zostanie na przyszły sezon, co jest dla zawodnika ogromnym wsparciem. Dlatego szacunek dla prezesa, bo Mateusz na to zasługuje i na to żeby grać w Gdańsku. Jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem to powinien idealnie zdążyć na okres przygotowawczy. Mateusz Mika męczył się z kolanami praktycznie przez całą swoją karierę. Urazy nie pozwalały mu swobodnie występować na boisku. Jak coś boli, to ciężko pokazywać pełnię swoich umiejętności. Już wydawało się, że problemy zdrowotne są zanim i tym bardziej jest to przykre, że znowu dostał mocny cios od życia. Na pewno w jego głowie kotłują się różne myśli, zadaje sobie mnóstwo pytań, ale wierzę, że sobie poradzi. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!