Olbrzymie gratulacje na ZAKS-y i wszystkich, którzy przyczynili się do tego wielkiego sukcesu. Minęło już kilka dni od pięknego zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów z Itas Trentino, a emocje jeszcze nie opadły. Kędzierzynianie zostali najlepszą drużyną w Europie, ale żeby tak się stało, podopieczni Nikoli Grbicia musieli przejść drogę najtrudniejszą, jaką można sobie wyobrazić. ZAKSA odprawiła potęgi Najpierw nasi mistrzowie po kapitalnym boju i grze na poziomie sportowym, jaki jest nieosiągalny dla 99 procent zespołów, wyeliminowali w ćwierćfinale włoskie Lube Cucine Civitanova. W półfinale ZAKSA trafiła na kolejnego giganta europejskiej siatkówki. Tym razem polska drużyna musiała się zmierzyć z rosyjskim Zenitem Kazań. Po dwóch pięciosetowych meczach i złotym secie nasi panowie zameldowali się w wielkim finale. Zażarte pojedynki kosztowały kędzierzynian mnóstwo sił, co odbiło się na finałowej batalii w PlusLidze z Jastrzębskim Węglem. Niestety dla ekipy z Kędzierzyna-Koźla walkę o złoto mistrzostw Polski przegrali. Coś się wtedy zacięło w grze naszych gigantów. Gołym okiem było widać , że na koniec sezonu ZAKSA złapała zadyszkę i brakowało świeżości w grze. Przyznaję, miałem obawy, że sensacyjna porażka z Jastrzębskim Węglem odbije się na "mentalu" siatkarzy Grbicia. Wrócił błysk ZAKS-y Serbski trener miał kilkanaście dni na to, żeby popracować ze swoimi zawodnikami nad przygotowaniem fizycznym i mentalnym do finału Ligi Mistrzów. Jak już wszyscy wiemy, ta dłuższa przerwa pozwoliła ZAKS-ie wrócić do poziomu sportowego sprzed finału w PlusLidze. W Weronie to była drużyna, którą pamiętamy z meczów z Lube czy Zenitem. Z naszych graczy emanowała pewność siebie i każdy wiedział, co ma robić na boisku. Znów wrócił błysk w grze ZAKS-y. Polska na taki sukces klubowej siatkówki czekała 43 lata. Radość po ostatniej piłce w Weronie i w Polsce była nieprawdopodobna. Mnóstwo łez szczęścia i piękna niekontrolowana euforia oraz ulga, że to już koniec. Każdy sportowiec marzy o takich chwilach, ale nielicznym udaje się wejść na sam szczyt. Panowie z Kędzierzyna-Koźla tego dokonali. Dziś wszyscy chcą z nich brać przykład. Nos Świderskiego Klub rewelacyjnie i mądrze zarządzany przez prezesa Sebastiana Świderskiego. Klub, który nie jest w pierwszej trójce PlusLigi pod względem budżetu, a w Europie pewnie w trzeciej lub czwartej dziesiątce. Sebastian Świderski ma niesamowitego nosa do transferów i budowania atmosfery w szatni. Pieniądze w Kędzierzynie-Koźlu wydawane są z rozwagą i dlatego ZAKSA na cztery trofea, które były możliwe do zdobycia w tym sezonie, zdobyła trzy: Superpuchar Mistrzów Polski, Pucharu Polski i triumf w Lidze Mistrzów. Oczywiście takie sezony zdarzają się bardzo rzadko i pewnie ciężko będzie to powtórzyć. Tym bardziej, że prawdopodobnie w przyszłym sezonie w kędzierzyńskich barwach nie zobaczymy Benjamina Toniuttiego, Pawła Zatorskiego i Jakuba Kochanowskiego. A tych graczy nie da się ot tak po prostu zastąpić. Wracając do zakończonego właśnie sezonu. Widać, jak wielu siatkarzy ZAKS-y zrobiło progres w swojej grze i to też pokazuje nam, jaką dobrą i mądrą pracę wykonuje sztab szkoleniowy na czele z trenerem Grbiciem. Co z Grbiciem? Mam nadzieję, że nie potwierdzą się spekulacje, które pojawiły się tuż po finale, że Serb opuści ZAKS-ę. Uważam, że Grbić w Kędzierzynie-Koźlu wykonuje fantastyczną pracę, ale jak historia pokazuje, dla wielu szkoleniowców Polska jest trampoliną, żeby się wybić. Grbić większość swojego sportowego życia spędził we Włoszech i obawiam się, że może pójść w ślady na przykład Ferdinando De Giorgiego i Andrei Gardiniego. Na koniec... Panowie, to była wielka przyjemność oglądać waszą grę i wam kibicować. Dziękuję bardzo za cały sezon i jeszcze raz wielkie gratulacje! Daniel Pliński