To musiało się kiedyś stać. Kapitalna seria kędzierzynian została przerwana. Po 27 zwycięstwach z rzędu (19. w PlusLidze, dwóch w Superpucharze Mistrzów Polski, sześciu w Lidze Mistrzów) ZAKSA przegrała z Asseco Resovią Rzeszów 2:3. Zawodnicy i sztab szkoleniowy na pewno żałują, że świetna passa dobiegła końca, ale pewnie zdają sobie doskonale sprawę, że porażka musiała wcześniej czy później się przytrafić. Lepiej teraz niż w kolejnym etapie sezonu, kiedy będą rozgrywane najważniejsze mecze. Kędzierzynianie pokazali i tak wielki charakter. Po trzech meczach w Lidze Mistrzów musieli się zmierzyć z Resovią, której forma mocno idzie w górę. Przegrywali już 0:2, ale ich determinacja pozwoliła im doprowadzić do tie-breaka. W nim musieli uznać wyższość gości, przegrywając piątego seta na przewagi. Więcej takich spotkań Niesamowity w tym spotkaniu był Karol Butryn. Atakujący rzeszowian w cały czas utrzymywał bardzo dobry poziom, zdobywając 29 punktów. Często musiał się mierzyć z podwójnym lub potrójnym blokiem ZAKS-y i radził sobie wyśmienicie. Na zagrywce szalał natomiast Klemen Czebulj. Słoweniec zanotował pięć asów i często mocnym serwisem odrzucał przeciwników od siatki. Myślę, że nasza liga potrzebuje takich spotkań. Zaciętych, z dużą dawką emocji, w których o wygranej decydują jedna, dwie akcje. Kędzierzynianie już dawno zapewnili sobie pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej i ta porażka ich nic nie kosztuje, a moim zdaniem, mogą tylko na tym zyskać. Zrzucili w końcu z siebie presję utrzymania znakomitej serii zwycięstw. W każdym następnym meczu nie będzie siedziało w ich głowie, że za wszelką cenę muszą wygrać, aby przejść do historii. Uważam, że ta porażka pozwoli ZAKS-ie grać jeszcze lepiej i jeszcze bardziej skutecznie. Trudny debiut Jastrzębianie zagrali pierwszy mecz pod wodzą trenera i to na trudnym terenie w Katowicach. Debiut Adrei Gardiniego nie był łatwy, ale zanotował zwycięstwo. Jastrzębski Węgiel wygrał z GKS-em 3:2. Tak jak wspomniałem w poprzednim felietonie, trener Gardini od samego początku swojej pracy przekazał jasny sygnał, kto jest pierwszym rozgrywającym. Został nim Lukas Kampa, co do czego nie miałem żadnych wątpliwości. Zwróćmy uwagę na to, że Eemi Tervaportti nie wszedł nawet na jedną piłkę, a patrząc na roszady kadrowe poprzedniego szkoleniowca, może się to wydawać dziwne. Gardini pokazał jednak wyraźnie, że "buduje" Kampę na najważniejsze mecze sezonu. Jastrzębianie mieli szansę wygrać to spotkanie za trzy punkty, ale gospodarze walczyli do samego końca, żeby doprowadzić do tie-breaka. Udało im się to. Czwartą partię GKS wygrał na przewagi 28:26. W decydującej partii oglądaliśmy już absolutną dominację przyjezdnych, którzy gładko wygrali 15:9. Ten mecz to była walka skrzydłowych. W GKS-ie zawodnicy na tej pozycji zdobyli łącznie 54 punkty, a w Jastrzębskim Węglu 60. Wydaje się, że podopieczni Gardiniego zajmą drugie miejsce po rundzie zasadniczej, a katowiczanie będą bić się do ostatniej kolejki o play-off. A kilka zespołów innych zespół również ma chrapkę na "ósemkę". Dominacja w ataku Warszawianie zrobili w spotkaniu z Cerradem Eneę Czarnymi Radom to, co do nich należało. Na trudnym terenie wygrali za trzy punkty (3:1). O zwycięstwie zadecydowała dobra dyspozycja w ataku całej drużyny. Verva zanotowała 55 procent, a gospodarze tylko 41. Jak dodamy do tego, że gospodarze w żadnym z setów nie przekroczyli bariery 50 procent, to już mamy jasność, dlaczego Verva wygrała to spotkanie pod pełną kontrolą i w pełni zasłużenie. Gdy spojrzymy na tabelę, to stołeczny zespół czeka zacięta batalia, żeby utrzymać miejsce w pierwszej czwórce. Nad tym pełnej kontroli nie mają. Kalendarz siatkarzy Andrei Anastasiego jest bardzo ciężki. Do rozegrania mają cztery spotkania, a czeka ich wyjazd do Bełchatowa, Zawiercia i Kędzierzyna-Koźla, a u siebie zagrają z Asseco Resovią. Gołym okiem widać, jakie czeka ich wyzwanie. Wydawało się, że takie zespoły jak Skra czy Resovia będą miały problem, żeby awansować do play-offu, a okazuje się, że jeden i drugi zespół mają szansę, żeby wskoczyć nawet do czwórki, co daje komfort rozgrywania decydujących spotkań play-off u siebie. Skra i Asseco nie powiedziały ostatniego słowa. Nadrabiają zaległości, które najczęściej wygrywają. Verva musi zatem drżeć o pierwszą czwórkę. Podobnie zresztą Trefl Gdańsk. Podejrzewam, że żadna z drużyn z miejsc 5-8 nie chce spotkać się w pierwszej rundzie play-off z ZAKS-ą czy Jastrzębskim Węglem. Niespodzianka kolejki Gdyby przed meczem w Olsztynie, ktoś powiedział, że Indykpol AZS wygra z Treflem 3:0, to większość ekspertów, kibiców i dziennikarzy nie zgodziłoby się z tym. Ale jak spojrzymy na problemy zdrowotne gdańszczan, brak Mariusza Wlazłego, Bartłomieja Mordyla i od dłuższego czasu Mateusza Miki, to wydaje się, że faworyta tego meczu ciężko było wskazać. Mimo wszystko, zwycięstwo "akademików" w takich rozmiarach i tak jest niespodzianką. Trzeba zaznaczyć, że AZS nie grał wielkiej siatkówki, prezentował się przyzwoicie i to wystarczyło, żeby gospodarze odnieśli gładkie zwycięstwo 3:0. Kryzys lidera Bardzo dobre spotkanie rozegrał Damian Schulz, który nota bene swoją karierę zaczynał w Treflu, i myślę, że dla niego było to niezwykle ważne spotkanie. W Treflu mały kryzys przechodzi, chwalony przeze mnie przez cały sezon, Bartłomiej Lipiński. W Olsztynie zanotował tylko 25 procent skuteczności w ataku. Jak prześledzimy jego trzy ostatnie spotkania, to atakował 58 razy i uzyskał zaledwie 34 procent. Rzadko zdarzało się w poprzednich pojedynkach, żeby Lipiński schodził poniżej 50 procent w ataku. W tych trzech wspomnianych meczach popełnił dziewięć bezpośrednich błędów, do tego "dostał" siedem bloków. Jak ważną postacią dla Trefla jest Lipiński nikogo nie trzeba przekonywać. Do przewidzenia było, że kryzys go dopadnie i stało się to w tak trudnym momencie dla gdańszczan, kiedy brakuje podstawowych zawodników. Większość liczyła, że Lipiński nadal będzie utrzymywał wyśmienitą formę i "pociągnie" zespół do kolejnych zwycięstw. To jest tylko człowiek, który z jak najlepszej strony pokazał się w naszej lidze, ale niestety dla Trefla ma lekki "dołek", a to przełożyło się na stratę kolejnych punktów. Trener Trefla Michał Winiarski szukał w tym spotkaniu różnych rozwiązań, ale szczupła ławka rezerwowych rzucała się w oczy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a> Przed Treflem już w czwartek kolejny pojedynek z AZS-em, który może jedną z drużynę wyrzucić z pierwszej czwórki, a drugą przybliżyć do "ósemki". Pojedynek zapowiada się bardzo ciekawie i myślę, że warto zasiąść przed telewizorem i oglądać to spotkanie. Klątwa tie-breaka Stal Nysa przegrała ósmy tie-break. Wydaje się, że w tym sezonie najprawdopodobniej tej bariery, kompleksu, chyba nie uda się przełamać beniaminkowi. W historii naszej ligi ciężko będzie znaleźć drużynę, która grała tyle tie-breaków i nie wygrała żadnego. Mecz z Cuprum nie stał na wysokim poziomie, typowa ligowa bijatyka, sporo pomyłek w ataku u jednych i drugich, dużo zepsutych zagrywek. Błędy własne zadecydowały o wyniku, a nie do końca umiejętności siatkarskie. Trochę żałuję, że Stal nie przełamała niemocy, ale widzimy, że kolejnego tie-breaka przegrywają dosyć gładko bo 10:15. Daniel Pliński