W pierwszym meczu turnieju Ligi Mistrzów w Bełchatowie, który miał moim zdaniem decydować o wszystkim, zmierzyły się PGE Skra z Grupą Azoty ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle. Mecz pokazał, jak olbrzymim potencjałem dysponują oba zespoły. Uważam, że ten pojedynek był na miarę półfinału Ligi Mistrzów. Mieliśmy w nim wszystko: kapitalne obrony, potężne zagrywki (często powyżej 110 km/h), czy też cudowne rozwiązania w ataku. Skra w tym starciu zademonstrowała, że powoli wraca na dobre tory i że stać ją na wielkie granie. Ktoś powie: "Co tego, że grali super, ale i tak zeszli z boiska pokonani". Ok, ale przegrali z ZAKS-ą, a przegrać z tą drużyną, to nie wstyd i w dodatku w takim stylu. ZAKSA na takim poziomie prezentuje się w naszej lidze dosyć często, a Skrze zdarzyło się może drugi lub trzeci raz. ZAKSA perfekcyjna O zwycięstwie kędzierzynian 3:2 zadecydowały detale. Po potężnych zagrywkach rywali, czy po wybronionych atakach, piłka bardzo często zostawała na ósmym, dziewiątym metrze i była wystawiana przez różnych graczy, nie tylko rozgrywających. Większość z tych zawodników musiało dograć wysoko do swoich skrzydłowych. ZAKSA wystawiała takie piłki perfekcyjnie, co dawało komfort atakującym, którzy mieli więcej niż jedno rozwiązanie w ataku. Skra pod tym względem prezentowała się gorzej. Piłki sytuacyjne bełchatowianie dogrywali w taki sposób, że atakujący musiał często się ratować. Druga rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to "czytanie" gry przez Jakuba Kochanowskiego. W 70 procentach trafiał z wyborami na bloku. Gdzie Grzegorz Łomacz nie wystawił, tam był Kochanowski. Nie wiem, czy dystrybucję ustalił trener Michał Mieszko Gogol, czy też Grzesiek miał wolną rękę i sam decydował o takich, a nie innych rozwiązaniach. Ale Kochanowski w tym meczu, a moim zdaniem też w całym turnieju, wyglądał imponująco i widać wyraźnie, że jeśli jest zdrowy, czuje się pewnie na boisku, to jest wartością dodaną każdej drużyny. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Kuba w takiej dyspozycji będzie zawodnikiem "szóstkowym" reprezentacji Polski. Numer jeden na świecie I ostatnia kwestia - indywidualność Pawła Zatorskiego. Moim skromnym zdaniem, MVP tego pojedynku. Paweł pokazał, co to znaczy spokój, doświadczenie i wyborna forma. Bardzo często łapałem się za głowę przed telewizorem, co ten gracz wyprawiał w obronie. Stał tam, gdzie miał stać, nie wykonywał żadnych niepotrzebnych ruchów, nie biegał po całym boisku. Myślę, że dziś Paweł Zatorski, i uważam, że to nie jest na wyrost, jest numerem jeden na świecie na pozycji libero. Nie spektakularne obrony, rzuty z poświęceniem, tylko odpowiednie ustawienie na boisku i czekanie na swoja szansę, kiedy można piłkę podbić. Paweł Zatorski wyznacza trendy, jak powinno się grać na pozycji libero. Skra jest mocno uzależniona od Taylora Sandera. Kiedy Amerykanin jest na boisku i jest w formie, to on decyduje o ofensywie drużyny. W tym starciu wyglądał wybornie, choć w pierwszym secie przy stanie 24:23 dla ZAKS-y, wyrzucił piłkę w aut. Mam jednak wrażenie, że kiedy Sander jest na boisku, to pozostali zawodnicy Skry grają lepiej. Doskonale to było widać w drugim spotkaniu Skry. Bez reprezentanta USA w szeregi bełchatowian wkradło się lekkie zabłąkanie. A przecież na boisku byli gracze, którzy jeszcze niedawno byli w "szóstce", czyli Norbert Huber, Milan Katić, Bartosz Filipiak. Z Sanderem widać amerykański polot na boisku. ZAKSA w tym meczu była o trzy, cztery piłki lepsza, ale słowa uznania należą się jednej i drugiej ekipie. Grbić nie kalkulował Delikatny kamyczek do ogródka Skry można wrzucić za mecz z Lindemans Aalst. W pierwszym secie trener Gogol wystawia w częściowo rezerwowy skład. Porażka 17:25 i zrobiło się nieciekawie. Wtedy szkoleniowiec desygnuje do gry swoich najlepszych zawodników. Oczywiście trener Gogol musiał zareagować, bo liczyło się zwycięstwo i najlepiej za trzy punkty. Na szczęście tak się stało. Na pewno jednak takie zmiany nie pomagają tym chłopakom, którzy walczą o powrót, żeby Skrze pomóc w końcówce sezonu. Jak spojrzymy na przykład na statystyki Sandera, który od drugiego seta pojawił się na boisku, to miał tylko 29 procent skuteczności w ataku, a i tak Skra wygrała. Dlatego przyczyn porażki w pierwszym secie nie szukałbym w postawie Filipiaka czy Katicia, tylko raczej w podejściu do tego spotkania całej drużyny. Z Belgami wystarczyło zagrać średnio, ale z zaangażowaniem. Tego w pierwszym secie zabrakło. Zastanawiam, jak ja zareagowałbym w takiej sytuacji. Prawdopodobnie poszedłbym drogą Nikoli Grbicia w pojedynku z Fenerbahce, czyli wpuściłbym pierwszą "szóstkę". Po ciężkiej pięciosetowej walce ze Skrą, trener ZAKS-y nie kalkulował tylko wypuścił najmocniejszą ekipę i dopiero później, kiedy wynik był bezpieczny, dał pograć rezerwowym. Nie wiem, jaki był stan zdrowia zawodników Skry po boju z ZAKS-ą, ale wychodzi na to, że wszystko było w porządku, bo od drugiej partii starcia z Lindemans Aalst oglądaliśmy ich na parkiecie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Oczywiście mogą trochę martwić stracone sety przez Skrę, czy to z Belgami, czy to z Turkami. Mam tylko wielką nadzieję, że nie zamknie to bełchatowianom awansu do następnej rundy, ale o tym dopiero się przekonamy. Trzymam kciuki za wszystkie nasze zespoły i liczę, że w ćwierćfinałach zobaczymy minimum dwa i dalej będziemy się emocjonować Ligą Mistrzów. Zmiana zaskakująca, ale... Na koniec parę słów o zmianie trenera w Jastrzębskim Węglu... Zespół, który jest na drugim miejscu w tabeli zwalnia szkoleniowca. Powiedzmy sobie szczerze, jastrzębianie nie wyglądali zbyt dobrze w ostatnich tygodniach. Ich forma mocno falowała i dużo nie brakowało, żeby kolejny mecz przegrali 0:3 z AZS-em Olsztyn. Zmiana na pewno zaskakująca, ale myślę, że może wyjść na dobre tej drużynie. Andrea Gardini, który objął ekipę, to kawał fachowca i uważam, że to dobry wybór. Trzeba pamiętać, że niedawno stracił posadę w lidze włoskiej , czekał na pracę i dostał ją w Jastrzębskim Węglu. Na pewno przy nim drużyna pójdzie do góry, na pewno będzie się rozwijała i walczyła o wielki finał w PlusLidze. Żałuję tylko, że w takim klubie jak Jastrzębski Węgiel szansy nie dostał Polak. Moim zdaniem Gardini zrobi szybko jedną ważną rzecz - zdecyduje, kto jest pierwszym rozgrywającym zespołu. To jest kluczowe. Miałem o to zastrzeżenia do Luke’a Reynoldsa. Przy nim żaden z rozgrywających nie mógł sobie pozwolić na niedokładność, bo lądował na ławce, a co za tym idzie brakowało mu pewności siebie. Jestem święcie przekonany, że dziś hierarchia w Jastrzębskim Węglu jest już ustalona i wiadomo, kto będzie mózgiem drużyny. Daniel Pliński