Dlaczego klub z takimi tradycjami, tak dobrze zorganizowany, który w swoim składzie ma wybitnych zawodników, jest tak nisko w tabeli? PGE Skra Bełchatów, bo o niej mowa, zajmuje dziś dopiero siódme miejsce i walczy o to, że "załapać się" do play-offów. Bilans bełchatowian to osiem zwycięstw i 10 porażek i to może martwić włodarzy klubu. Dodając jeszcze do tego, że Skra ostatnio notuje kiepską serię. Trzy porażki z rzędu, kolejno z Treflem Gdańsk 1:3, Jastrzębskim Węglem 0:3 i Asseco Resovią 2:3, to faktycznie w Bełchatowie nie jest kolorowo. Nie przypominam sobie takiej serii Skry. Kontuzje prześladują Co się zatem dzieje z potęgą PlusLigi? Moim zdaniem są dwie przyczyny takiego stanu. Po pierwsze, kontuzje, które prześladują Skrę przez cały sezon. Bełchatowianie bardzo długo czekali na powrót Taylora Sandera. Dużo czasu upłynęło zanim Amerykanin doszedł do siebie po urazie barku. Kiedy Sander wrócił do pełnej sprawności, wydawało się, że trener Michał Mieszko Gogol będzie miał wszystkich graczy do dyspozycji, kontuzji doznał kolejny ważny siatkarz tego zespołu Bartosz Filipiak. Oczywiście wcześniej czy później 26-letniego atakującego znów zobaczymy na boisku i forma Skry pewnie pójdzie w górę. Kontuzje jednak burzą szkoleniowcowi plan. Nie pozwalają na komfortowy trening sześciu na sześciu, w optymalnych ustawieniach. Uważam, że to jest jedna z głównych przyczyn, dlaczego Skra gra tak nierówno. Serce drużyny Powód numer dwa, to brak lidera na boisku. W poprzednich sezonach tę rolę pełnił Milad Ebadipur - serce drużyny. Obecnie ten zawodnik ma problemy z własną formą i jest przez to wycofany. Mam wrażenie, że gra asekuracyjnie i brakuje mu pewności siebie. Dziś Skrze jest potrzebne spektakularne zwycięstwo, żeby znów zawodnicy bawili się siatkówką. Niedługo ekipa z Bełchatowa będzie miała ku temu okazję, bo zmierzy się w Lidze Mistrzów z Grupą Azoty ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle, Fenerbahce Stambuł i Lindemans Aalst. Wygranie takiego turnieju na pewno pozwoliłoby bełchatowianom odzyskać pewność siebie, a co za tym idzie, zwyciężać w kolejnych spotkaniach. Postawili krzyżyk Podtrzymuję moją opinię z poprzedniego felietonu, że Skra awansuje do play-offu. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Pytanie brzmi, z którego miejsca? Typuję, że podopieczni Gogola zakończą rundę zasadniczą między szóstym, a ósmym miejscem. Wielu kibiców i ekspertów postawiło na Skrze krzyżyk. Ale gdybyśmy zapytali trenerów drużyn, które zajmują w tabeli pierwsze cztery miejsca, na kogo chcieliby trafić w pierwszej rundzie play-offu, to jestem przekonany, że żaden z nich nie wymieniłby Skry. Nadal twierdzę, że o mistrzostwo Polski walczyć będą ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, Jastrzębski Węgiel i PGE Skra. Uważam, że to są główni faworyci do złota. Cierpliwość ma granicę Czy posada trenera Gogola jest zagrożona? Nie mam pojęcia. Znając jednak prezesa Konrada Piechockiego, wiem o tym, że musiałoby się stać naprawdę coś bardzo niepokojącego, żeby doszło do tak gwałtownej zmiany. Nie jest to szef, który działa pochopnie. Nawet w takiej sytuacji, jak wspomniałem wcześniej, czyli biorąc pod uwagę bilans Skry 8-10, w klubie zachowują spokój. Oczywiście każda cierpliwość ma swoje granice. Zobaczymy, na ile tej cierpliwości wystarczy w Bełchatowie. Zwolnienie w takim momencie? A skoro już o trenerach mowa... Drugą kwestią, którą chciałbym poruszyć, jest zwolnienie Roberta Prygla z funkcji szkoleniowca Cerradu Enei Czarnych Radom. Zastanawiam się dlaczego tak się stało? Prowadzony przez byłego reprezentanta Polski zespół był na 10. miejscu w tabeli w momencie, kiedy z niego zrezygnowano. Patrząc na potencjał Czarnych i problemy zdrowotne podstawowych zawodników w całym sezonie, to miejsce jest adekwatne. Na dodatek, ekipie z Radomia nic nie grozi. Do końca sezonu zasadniczego pozostało kilka kolejek. Czarni nie spadną z ligi i nie mają szans na "ósemkę". Tym bardziej dziwi mnie zwolnienie Roberta Prygla. Nie mówiąc już o tym, że to człowiek, który awansował z tym zespołem z drugiej ligi do pierwszej, a potem z pierwszej do PlusLigi. Pracował w Radomiu przez ostatnie 10 lat. Spodobał mi się wpis Pawła Woickiego na Twitterze na ten temat. "To jest jedna z niewielu cech, jakiej nie lubię u nas. Zwolnienie Roberta Prygla. Siedem meczów do rozegrania, praktycznie brak możliwości spadku i zwolnienie. W imię czego? Po sezonie. Kwiaty, czerwony dywan i honory oddane człowiekowi, który dba o Radom od zawsze" - napisał Woicki. Podpisuję się pod tymi słowami obiema rękami. Ta decyzja włodarzy Czarnych, w tym momencie, nic nie wnosi. Można było spokojnie poczekać do końca sezonu. Zwłaszcza, że Robert Prygiel to legenda radomskiej siatkówki. Mam też wrażanie, że z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, staje się lepszym trenerem. Jego wizja siatkówki jest bardzo ciekawa i na pewno znajdzie pracę. Pytanie tylko, czy będzie chciał, czy może zafunduje sobie lekki odpoczynek od siatkówki. Daniel Pliński Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!