Lata 1993-2003 to były złote czasy kędzierzyńskiej siatkówki. Mnóstwo reprezentantów kraju w drużynie, małe korekty w składzie pozwoliły ZAKS-ie długo dzielić i rządzić w naszej lidze. W kadrze roiło się od gwiazd naszej ligi, jak choćby Robert Szczerbaniuk, Marcin Prus, Sebastian Świderski, Rafała Musielak, Paweł Papke, Sławomir Gierymski. W pewnym momencie w tej znakomicie funkcjonującej maszynie coś się zacięło. Po tłustych latach nastąpiły chude. Po 2003 roku w Kędzierzynie-Koźlu budżet trochę stopniał i trudniej było zbudować zespół, który kontynuowałby pasmo sukcesów. Trzeba też pamiętać, że w PlusLidze pokazały się kluby, które podjęły rękawicę rzuconą przed wielkiego rywala. Ówczesny PZU Olsztyn, Jastrzębski Węgiel i jeszcze parę innych miało środki finansowe, żeby bić się o najlepszych zawodników. ZAKSA już nie przyciągała jak magnes i z roku na rok dochodziło do wielu zmian w składzie, co nie pozwoliło odbudować potęgi. Powrót na szczyt ZAKSA długo szukała sposobu, żeby wrócić do złotej ery. Udało się to, o czym najlepiej świadczą wyniki w ostatniej dekadzie. Od 2010 roku kędzierzynianie zdobywali medale mistrzostw Polski. Brakowało jednak upragnionego złota. Na mistrzowską koronę czekali aż 13 lat, a od 2015 roku dzielą i rządzą w Polsce. W sezonie 2015/2016 prezesem został były reprezentant kraju, zawodnik oraz trener klubu Sebastian Świderski. Moim zdaniem dzięki jego pomysłom i wizji, ZAKSA odzyskała dominację w Polsce. Jego rządy w jednym z najlepszych polskich klubów charakteryzują się stabilnością kadry. Co sezon w "szóstce" dochodzi do maksymalnie dwóch zmian, ale najczęściej do jednej, jak to miało miejsce w tym roku, kiedy Łukasza Wiśniewskiego zastąpił Jakub Kochanowski. Widać gołym okiem w obecnych rozgrywkach, że ZAKSA skorzystała na tym transferze. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Świderski zarządza tym klubem wyśmienicie. Odkąd przejął stery, ZAKSA cały czas idzie do przodu. Jak sprawdzimy wyniki na przestrzeni ostatnich lat, to nie ma wątpliwości, że jego pomysł jest dobry, a przede wszystkim się sprawdza. Ma tendencję, żeby sprowadzać trenerów zagranicznych i to się rzuca w oczy. Za jego rządów zespół prowadzili Ferdinando De Giorgi, Andrea Gardini i obecnie Nikola Grbić. Ufa włoskiej szkole, nie neguję tego, bo ma do tego prawo. Świderski grał w Italii i podoba mu się ten styl. Co jednak najważniejsze, w ZAKS-ie przynosi to efekt. Znakomita passa Od 2015 roku do dziś kędzierzynianie wygrali w rundzie zasadniczej PlusLigi 130 meczów na 149 rozegranych, co daje 87 procent. Pięć lat z rzędu kończyli rundę zasadniczą na pozycji lidera i ta seria raczej nie zostanie przerwana. W tym sezonie mają już na koncie 15 zwycięstw i zero porażek. Oczywiście nie jest regułą, że najlepsza drużyna rundy zasadniczej zdobywa mistrzostwo Polsk. Tak na przykład było w sezonie 2017/2018, kiedy ZAKSA musiała uznać wyższość PGE Skry Bełchatów. Osiągnięcia kędzierzynian muszą jednak budzić uznanie. Siatkówka nie lubi rewolucji, w tej dyscyplinie potrzebna jest stabilizacja i tak właśnie się dzieje w Kędzierzynie-Koźlu od sześciu sezonów. Ktoś powie, że łatwiej stosować taką politykę, kiedy ma się duży budżet i drużyna wygrywa. To prawda. Niestety, często w drużynach, które zajmują niskie miejsca w tabeli dochodzi do rewolucji w składzie i wszystko trzeba budować od początku. Często to nic nie daje, bo zespół znów prezentuje się poniżej oczekiwań. Kluczowy duet Uważam, że w Kędzierzynie postawiono na dwa kluczowe filary, które decydują o poziomie sportowym i o atmosferze panującej w szatni. Mam tu na myśli Pawła Zatorskiego i Benjamina Toniuttiego. Aż strach pomyśleć, co się stanie, kiedy potwierdzą się krążące plotki i tych dwóch graczy zabraknie w ZAKS-ie w następnym sezonie. Oczywiście prezes Świderski pewnie ma już pomysł, jak zbudować drużynę na nowe rozdanie, co zresztą pokazał całkiem niedawno, kiedy przedłużył kontrakt z trenerem Nikolą Grbiciem. Pewnie zobaczymy kilka gwiazd w Kędzierzynie, poziom sportowy zapewne też będzie wysoki, ale tak jak wspomniałem wcześniej, jest coś takiego jak chemia w zespole, a tę bardzo często buduje się latami. I nie chodzi tu tylko o samą grę. Łatwiej jest utrzymać atmosferę w szatni, kiedy do ekipy dołącza jeden, dwóch, maksymalnie trzech zawodników, nawet o trudnych charakterach. Inni, którzy już są od wielu lat, są w stanie nad tym zapanować i czarną owcę stłamsić. Wyobraźmy sobie, kiedy w zespole pojawia się siedmiu czy więcej nowych graczy. Czym się najpierw zająć? Sportowym poziomem czy klimatem w szatni, która pozwala wyjść obronną ręką z niejednej opresji? Wydaje nam się, że po takiej rewolucji, zespół złożony nawet z bardzo dobrych siatkarzy, musi osiągnąć sukces. Na treningach wszystko wygląda idealnie, ale na boisku podczas ligowej rywalizacji już niekoniecznie. Odpowiedniej atmosfery nie stworzy się bowiem z dnia na dzień. Ten proces trwa latami. Uważam, że w Kędzierzynie to właśnie Zatorski, który jest w tym zespole od 2014 roku i Toniutti, który dołączył rok później, decydują o obliczu drużyny. Ten duet nie musi wiele mówić, wystarczy że są w szatni i w ogromnym stopniu od nich zależy, jak zespół wygląda na boisku i poza nim, co jest również ważne. Słychać plotki, że ZAKSA szuka wybitnego rozgrywającego, ale czy uda się takiego znaleźć? Toniuttiego nie będzie łatwo zastąpić, bo moim zdaniem, jest w TOP 5 na świecie. Natomiast Zatorski to jest TOP 3 na swojej pozycji. ZAKSA daje przykład Z ZAKS-y powinni wszyscy brać przykład. Ten klub pokazuje, jak budować silny zespół, który dominuje w naszej lidze i moim zdaniem ma duże szanse, żeby grać w Lidze Mistrzów o najwyższe cele. Na przestrzeni ostatnich lat dostrzegamy spójne działanie w ZAKS-ie. Dwie korekty w wyjściowej "szóstce" to maks. Pewnie gdyby kędzierzynianie zajęli miejsce poniżej oczekiwań, to zmian byłoby więcej, ale widać, że cierpliwość popłaca. Kędzierzynianie wskazali innym sposób postępowania, drogowskaz. Warto dać szansę zawodnikom na następny sezon, którzy się znają, wiedzą kogo na co stać, jak się zachować w różnych sytuacjach. Gruntowna przebudowa składu na pewno temu nie służy, wręcz przeciwnie. Drużyna wpada w błędne koło. Nie szukając daleko, wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w Rzeszowie. Klub z tradycjami, kibicami, budżetem, a od kilku lat zawodzi na całej linii. Śmiem nawet twierdzić, że nawet gdybyśmy zostawili obecny skład Asseco Resovii, to nie widzę perspektywy bicia się o złoty medal. A przecież klub ze stolicy Podkarpacia zawsze mierzy wysoko. Ten skład wygląda nieźle, ale uważam, że nie ma potencjału na mistrza. Na pewno są trzy mocniejsze drużyny. Po sezonie dojdzie w Rzeszowie do korekt, ale moim zdaniem trzon ekipy, czyli Fabiana Drzyzgę, Klemena Czebulja czy Karola Butryna można zatrzymać, czyli połowę "szóstki". Paru jeszcze zostanie i słychać jeszcze, że kilku wybitnych zawodników tam się wybiera. Czy w Rzeszowie pójdą śladami ZAKS-y? Wygląda na to, że tak i myślę, że to przyniesie efekty za rok. Daniel Pliński Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!