Zacznijmy od starcia Asseco Resovia - Indykpol AZS Olsztyn (3:1). Goście w dwóch pierwszych setach zaprezentowali się moim zdaniem bardzo dobrze, ale to było za mało na dobrze dysponowanych "Resoviaków". Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby "Akademicy" wygrali pierwszego seta, którego przegrali na przewagi 27:29, a mieli na to duże szanse. Uważam, że gdyby rozgrywający z Olsztyna trochę inaczej poprowadził grę, to wynik mógłby być na korzyść przyjezdnych. Dobrze dysponowani Wojciech Żaliński i Ruben Schott powinni dostać więcej piłek sytuacyjnych. Przemysław Stępień decydował się na 7-8 metrowe "przerzuty" na drugą linię do Damiana Schulza, a on tych piłek nie kończył. Wystarczyło dwie akcje poprowadzić inaczej i AZS mógł rozstrzygnąć partię na swoją korzyść. Trzeba podkreślić dobrą grę Resovii, która wróciła na boisko po koronawirusie, ale moim zdaniem te ekipa będzie grała jeszcze lepiej i czas pracuje na jej korzyść. Fabian Drzyzga wie, jak kierować drużyną, a wiadomo było, że Klemen Czebulj w końcu "odpali". Słoweniec pokazał, że będzie liderem ofensywnym razem z Karolem Butrynem. Ten zespół na pewno powalczy o medale w tym sezonie. Na papierze wyglądają dobrze. W mojej opinii brakuje im drugiego przyjmującego. Widać, że trenera cały czas szuka odpowiedniego partnera dla Czebulja. We wcześniejszych spotkaniach grał Nicolas Szerszeń, teraz występował Robert Taht. Ta pozycja jeszcze kuleje w Rzeszowie. Zawrót głowy! Przejdźmy do sensacji, bo tak tylko można określić, to co wydarzyło się w Radomiu, gdzie Czarni przegrali z GKS-em Katowice 0:3. Można było spodziewać się zwycięstwa Czarnych, ale stało się inaczej. Trzeba oddać cesarzowi co cesarskie, a mam tu na myśli katowiczan. Zagrali genialne spotkanie. Cichym bohaterem Jan Firlej. Rozgrywający GKS-u rozprowadzał rewelacyjnie piłki, korzystał ze wszystkich stref i ten zespół w ofensywie zaprezentował się nieprawdopodobnie. Trzeba pamiętać, że jego koledzy ułatwiali mu zadanie znakomitym przyjęciem. Skuteczność w ataku, jaką goście "wykręcili" w pierwszym secie może przejść do historii. Na 18 piłek siatkarze GKS-u skończyli 17, co dało im 94 procent skuteczności. Zawrót głowy! Powiem szczerze, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem. W całym spotkaniu zanotowali skuteczność na poziomie 72 procent. Trenerowi katowiczan można współczuć tylko tego, że w tym sezonie tak wyśmienitego spotkania już jego podopieczni nie zagrają. Pamiętajmy, że jeszcze nie tak dawno ten klub był na krawędzi upadku. Do tego dodajmy, że trenerem jest facet, który do tej pory zawsze był asystentem. Mało tego, nie licząc libero Dustina Wattena, na boisku mamy samych Polaków. W Katowicach jest pomysł na drużynę i wygląda to bardzo fajnie. Pokazali w tym pojedynku, że chcą walczyć o pierwszą ósemkę. Czy starczy im energii i umiejętności, to czas pokaże. Cieszę, że w naszej drużynie są takie zespoły, które nie mają dużego budżetu, a jednak pokazują, że można zbudować coś ciekawego. Wytrzymają ciśnienie? Beniaminek Stal Nysa w dalszym ciągu czeka na pierwsze zwycięstwo po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Ślepsk Malow Suwałki okazał się lepszy, ale trener Krzysztof Stelmach zaczyna reagować i moim zdaniem w dobrym kierunku. Na newralgicznej pozycji Wassim Ben Tara zastąpił Michała Filipa. Drugi z wymienionych grał w ostatnich spotkaniach nieźle, ale w ważnych momentach popełniał sporo błędów i dlatego ta zmiana. Uważam, że Ben Tara daje więcej jakości siatkarskiej . Z tym atakującym Stal będzie prezentowała się lepiej. Ben Tara jest bardziej przewidywalny dla Stelmacha. Trzeba zaznaczyć, że Filip jest w stanie wygrać mecz, ale potrafi też zawieść na całej linii. Bilans Stali 0-8, ale w punktach nie wygląda to aż tak źle. Czy włodarze w Nysie wytrzymają ciśnienie? Bardzo bym się zmartwił gdyby Stelmach stracił pracę, bo uważam, że jest to bardzo dobry fachowiec. Mam nadzieję, że nie dojdzie do nerwowych ruchów. Widać, że ta drużyna jest dobrze przygotowana, ale brakuje im trochę szczęścia, cwaniactwa, chłodnej głowy. Czekam na ich pierwsze zwycięstwo, bo trener Stelmach, zawodnicy, klub, miasto zasługują, żeby grać w PlusLidze. Po stronie Ślepska szalał Bartłomiej Bołądź. Na wyróżnienie zasłużył również Tomas Rousseaux - ostoja ofensywna. Ten zawodnik wraca do formy po problemach zdrowotnych i na pewno jest poważnym wzmocnieniem. W końcu zobaczymy Sandera? Znakomity powrót do rozgrywek PGE Skry Bełchatów, która gładko pokonała MKS Będzin 3:0. Cały zespól wygląda fantastycznie. Zastanawiam się, co będzie, kiedy do wreszcie na boisku zobaczymy Taylora Sandera. Z tego co się orientuję, to już ma nastąpić w najbliższych dniach. Powroty po ciężkiej kontuzji nie są łatwe. Myślę, że Amerykanin będzie przygotowany, żeby atakować mocno i we wszystkich kierunkach. Natomiast problemem może być głowa. Wiem o tym, bo sam miałem podobny uraz barku. Czasami wystarczy kilka tygodni, a czasami kilka miesięcy, żeby pozbyć się strachu przed powrotem bólu. To będzie kluczowe, jeśli chodzi o Sandera. Kolejna sensacja, to efektowne zwycięstwo Trefla Gdańsk z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 3:0 i to jeszcze bez Mariusza Wlazłego. Godnie lidera zastąpił Kewin Sasak. Młody atakujący, który udowodnił na trudnym terenie, przeciwko dobrej drużynie, że jest w stanie grać na fajnym poziomie. Rzadko go widzimy na takim długim dystansie i poradził sobie znakomicie. Wielką zasługę w wygranej miał również Marcin Janusz. Wybierał bardzo dobre momenty, kiedy posyłać piłkę do Sasaka. Można nawet powiedzieć, że prowadził go za rękę. Fortuna mu sprzyjała Życie jest przewrotne. Dzisiaj pewnie o Sasaku byśmy nie rozmawiali gdyby nie kontuzja Wlazłego. Wątpliwe, żeby trener Michał Winiarski wystawił go do gry, jeśli w pełni zdrowia byłby lider i kapitan. Odrobina szczęścia przydaje się każdemu sportowcowi i Sasakowi fortuna w tym dniu sprzyjała. Tak się czasami rodzą wielkie kariery. Tak jeden, dwa mecze mogą sprawić, że Sasak znajdzie sobie miejsce na ziemi i będzie szóstkowym zawodnikiem. Należy też podkreślić postawę Mateusza Miki. Muszę przyznać, że w takiej formie dawno go nie widziałem. Bardzo dobrze wybierał sobie skrajne kierunki, ułatwiał sobie zadanie. Przede wszystkim wróciła mu pewność siebie i to jest decydujące. Tylko wtedy Mateusz może w pełni wykorzystać swój szeroki wachlarz umiejętności, z których jest znany. Mam wątpliwości, czy Mateusz jest w stanie grać na takim poziomie, jak podczas mistrzostw świata w 2014 roku. Podejrzewam, że będzie mu ciężko. Cieszę się, wraca i to w formie przez duże "F". Po wielkim zwycięstwie w Warszawie Aluron już tak dobrze nie wypadł u siebie. Duże problemy w przyjęciu, sporo problemów w ataku. Zdziwiony natomiast byłe zmianą przeprowadzoną przez trenera Igora Kolakovicia. Dobrze prezentującego się Mateusza Malinowskiego zastąpił Grzegorz Bociek. Malinowski miał 61 procent skuteczności w ataku, a jednak musiał opuścić boisko. Oczywiście miał w tym spotkaniu mały kryzys, kiedy dostał trzy "czapy" z rzędu, ale sądzę, że to była zbyt pochopna decyzja Kolakovicia. Tym bardziej, że Bociek musi dostać na drugą linię wyższą piłkę, a to z kolei ułatwia rywalom ustawienie podwójnego bloku. Na koniec Jastrzębski Węgiel, który po prostu wykonał zadanie. Myślałem, że Cuprum Lubin bardziej się postawi. Jastrzębianie przecież wrócili z Rumunii, gdzie przypieczętowali awans do Ligi Mistrzów, ale pokazali klasę i "przejechali" się po "Miedziowych". Plus kolejki Firlej z GKS-u i Janusz z Trefla - ta dwójka zasłużyła na dużego plusa. Zawodnik Trefla pokazuje z każdym miesiącem, że jest rozgrywającym dużej klasy i na dziś to numer dwa w reprezentacji Polski po Fabianie Drzyzdze. Daniel Pliński