W naszej lidze tak źle to nie wygląda. Mamy siedmiu polskich trenerów i siedmiu obcokrajowców. Jednak, jak weźmiemy pod uwagę zespoły, które będą się biły o mistrzostwo Polski, czyli ZAKS-ę Kędzierzyn-Koźle, Jastrzębski Węgiel, PGE Skrę Bełchatów, Vervę Warszawa, Asseco Resovię, Wartę Zawiercie, to już nie jest tak dobrze. W tej szóstce jest tylko jeden polski szkoleniowiec - Michał Mieszko Gogol w Skrze. Mam wrażenie, że prezesi klubów bardziej ufają zagranicznym niż rodzimym trenerom. Kiedy Polak zostanie zwolniony z pracy, to ciężko mu z sezonu na sezon znaleźć nowy klub. Natomiast w przypadku obcokrajowców jest zupełnie inaczej. Przykładów jest wiele: Mark Lebedew pożegnał się z posadą w Jastrzębiu i szybko pojawił się w Zawierciu, Ferdinando De Giorgi zwolniony z reprezentacji Polski wylądował w Jastrzębskim Węglu. Można tak wymieniać i wymieniać. A Piotr Gruszka "poleciał" w Rzeszowie i myślę, że nie będzie mu łatwo znów wskoczyć do plusligowej karuzeli. Każdy obcokrajowiec lepszy od Polaka Mam wrażenie, co moim zdaniem jest zaletą, że lubimy dawać szansę innym. Andrea Gardini czy Lorenzo Bernardi zaczynali swoją przygodę z trenerką u nas. Przyjechali do Polski się wypromować, żeby się wybić i wrócić do Włoch. Dostali swoje szanse i oczywiście pracowali bardzo dobrze. Gardini, kiedy odchodził z naszej ligi, był trenerem ZAKS-y, czyli najlepszego klubu w Polsce. Kiedy Jastrzębski Węgiel prowadził ostatnio polski trener? W tym klubie nadal panuje zasada byłego prezesa Zdzisława Grodeckiego, który twierdził, że każdy obcokrajowiec, obojętnie z jakiego kraju, będzie lepszy od Polaka. To mnie bardzo boli. Ostatnim polskim trenerem w tym klubie był Ryszard Bosek w sezonie 2006/2007. Od tego czasu w Jastrzębiu byli Włosi, Słowacy, Serbowie, a teraz jest Australijczyk Luke Reynolds. Nie chcę nikomu nic wypominać, ale to jest człowiek, który jeszcze niedawno zajmował się przygotowaniem fizycznym zespołu, a dziś jest trenerem jednego z największych klubów w Polsce, który prawdopodobnie będzie bił się o mistrzostwo. To pokazuje, jak Polacy są traktowani. W 2018 i 2019 roku trenerem Trefla Gdańsk był Andrea Anastasi, który miał plejadę gwiazd i zajął 9. Miejsce. Co by się stało, gdyby Polak miał taki wynik? Śmiem twierdzić, że pracę straciłby zdecydowanie wcześniej. A gdzie poszedł Anastasi? Do Vervy Warszawa, gdzie dostał jeszcze lepszy kontrakt. Polski szkoleniowiec, po takim wyniku, zapewne miałby problem, żeby znaleźć kolejną robotę. Verva Warszawa, kiedy nie miała takiego budżetu, jak w ostatnich dwóch latach, to zatrudniała Polaków. Pracowali tam m.in. Kuba Bednaruk, czy Radek Panas. Budżet się poprawił i już trenerem został Anastasi. Kluby, które dysponują zdecydowanie wyższym budżetem, nie licząc dziś PGE Skry Bełchatów, decydują się na zatrudnienie obcokrajowców. Czy Polacy są słabsi? Tego nie wiem. Ale widać, że tendencja w naszej lidze jest taka, że na zagranicznych szkoleniowców patrzy się trochę inaczej. Piotrek Gruszka dostał szansę w wielkim klubie w Asseco Resovii, ale został zwolniony. Moim zdaniem zapłacił za to, że wraz z prezesem Krzysztofem Ignaczakiem nie trafili z transferami. A dziś Gruszka nadal jest bezrobotny. Co z reprezentacją? Dziś mamy bardzo dobrego selekcjonera i reprezentacja Polski nie potrzebuje nowego, ale było takie hasło: Pracujemy, żeby Polak został trenerem. Okazało się, że, jak na razie, nic z tego nie wychodzi. Krzysztof Stelmach, który obecnie prowadzi Stal Nysa, był asystentem Daniela Castellaniego w kadrze i to był taki naturalny następca Argentyńczyka. Zwolnili Castellaniego, to zwolnili również Stelmacha i cały sztab szkoleniowy. Podobnie było z Gruszką. Z pracą pożegnał się De Giorgi i Gruszka nie dostał szansy. Proszę sobie wyobrazić, że nasz zawodnik kończy karierę i dostaje od razu szansę prowadzenia reprezentacji. Nie ma takiej możliwości. Stephane Antiga taką możliwość otrzymał. Francuzowi podziękowano w Vervie Warszawa i przejął jeden z najlepszych klubów w Tauron Lidze Developres SkyRes Rzeszów. Jednak jest różnica w traktowaniu obcokrajowców a Polaków.