W Bełchatowie spotkały się dwa zespoły, które pokazywały w ostatnich tygodniach, że ich forma zwyżkuje. Mam tu przede wszystkim na myśli PGE Skrę. Po powrocie Taylora Sandera ta drużyna mocno zyskała w ofensywie. Amerykanin szaleje, ma niesamowite przewyższenie na siatce i przewagę nad blokującymi. Dlatego też Skra jest groźna i lekkim faworytem starcia z Treflem Gdańsk była ekipa z Bełchatowa. Mariusz Wlazły na to zasłużył Zanim jednak przejdę do szczegółów, to przed meczem mieliśmy piękne wydarzenie. Prezes Skry Konrad Piechocki i wiceprezes PZPS Ryszard Czarnecki podziękowali Mariuszowi Wlazłemu za 17 lat gry w Bełchatowie. Wydawało się, że Mariusz nie był do końca zadowolony, że opuszcza Skrę, ale jak to w życiu - wszystko się kiedyś kończy. Nieliczni sportowcy na świecie mogą poszczycić się tym, że ich numer jest zastrzeżony, a koszulka wisi pod sufitem w hali. Absolutnie jest to wielki zaszczyt. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że Mariusz w pełni na to zasłużył. Warto podkreślić również klasę prezesa Piechockiego. Obojętnie, czy dany zawodnik grał w klubie rok, dwa czy 17 lat, jak Wlazły, zawsze jest witany z honorami. Mariusz ma być może żal, że już go nie ma w Skrze, ale taki jest żywot profesjonalnego sportowca. Każda przygoda kiedyś się kończy i tak też było w jego przypadku. Moim zdaniem to był dobry ruch. Żałuję tylko, że na trybunach nie było kibiców, bo atmosfera byłaby jeszcze bardziej uroczysta. Skra ma trochę pecha, bo kłopoty zdrowotne ma Bartosz Filipiak, który miał być wiodącą postacią. Pod tym względem bełchatowianie na pewno tracą. Można się tylko za głowę złapać Przechodząc do samego spotkania... Od pierwszych piłek widać było, że Trefl ruszy na Skrę. Mam wrażenie, że gdańszczanie za wszelką cenę chcieli pokazać przeciwnikowi, że nie przyjechali na wycieczkę do Bełchatowa. Oczywiście duża w tym rola Wlazłego, który był mocno nabuzowany i chciał pokazać, że stać go na dobrą grę. W pierwszym secie były reprezentant Polski miał sporo szczęścia, ale fortuna sprzyja lepszym. Kapitan Trefla w dużym stopniu przyczynił się do zwycięstwa Trefla w inauguracyjnej partii. W tym momencie dodam, że w tej części spotkania skuteczność w ataku gości wynosiła aż 88 procent. Można się tylko za głowę złapać. Drugi set natomiast bez historii. Dominacja Skry nie podlegała dyskusji. Duża presja ze strony bełchatowian na zagrywce, odrzucili rywali mocno od siatki. Marcin Janusz musiał często biegać za piłką i przez to Trefl miał duże problemy w ataku. Skuteczność w tym elemencie spadła przyjezdnym drastycznie w porównaniu z pierwszą odsłoną. Kontrowersyjna decyzja sędziego W trzeciej partii obie drużyny zafundowały nam wymianę ciosów. Żadnej ze stron nie udało się odskoczyć na więcej niż dwa punkty, ale moim zdaniem kluczowa piłka tego seta, a nawet meczu, to setbol dla Skry. Sędzia główny dopatrzył się błędu podwójnego odbicia Mihajlo Miticia. Mam sporo wątpliwości, czy to była słuszna decyzja arbitra. Powiem szczerze, że w tym meczu widziałem gorsze odbicia. Z jednej strony szacunek dla sędziego, że w takim momencie odważył się na taki krok, ale z drugiej ja bym puścił grę. Wywołało to trochę nerwów, emocji, które udzieliły się wszystkim zawodnikom. Koniec końców Skra przegrywa na przewagi 29:31. Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania. Zaznaczę jednak, że gdyby takie odbicie było odgwizdywane w każdym meczu, to absolutnie nie mam z tym problemu. Arbiter miał prawo podjąć taką decyzję i na pewno się obroni. Traktujmy jednak wszystkich jedną miarą. To na pewno dodało skrzydeł Treflowi w kolejnym secie, w którym przypieczętował wygraną za trzy punkty. Myślę, że jest to spora niespodzianka, biorąc pod uwagę, jak Skra zaprezentowała się w Katowicach. Atakujący bełchatowian został wręcz "zamurowany". Duszan Petković dostał osiem "czap", z czego aż pięć ze strony Bartłomieja Lipińskiego. Nie da się tego chłopaka nie chwalić, bo w każdym meczu pokazuje, że dysponuje kolejnym elementem siatkarskiego rzemiosła, który pozwala mu brylować w PlusLidze. Trafi do notesu Heynena? Słyszymy z różnych ust, że Lipiński powinien znaleźć się w notesie selekcjonera Vitala Heynena i na pewno jest. Myślę, że w szerokiej kadrze może się znaleźć. W kadrze mamy jednak takiego bogactwo na pozycji przyjmującego, że będzie mu ciężko bić się o "12". Znając jednak Heynena, to pewnie dostanie szansę w Lidze Narodów. Często to podkreślam, ale powtórzę jeszcze raz - u tego chłopaka widać rozwój, z każdym sezonem staje się lepszym graczem. W ostatnich latach dokonuje też dobrych wyborów. Poszedł do Lubina grał, poszedł do Gdańska i gra. Wiem o tym, że ma sporo propozycji, żeby zmienić otoczenie, ale dochodzą mnie słuchy, że chce zostać w Treflu. To świadczy o tym, że pieniądze nie są dla niego najważniejsze tylko własny rozwój. Wymieniam nazwiska Wlazłego i Lipińskiego jako ojców sukcesu Trefla, ale każdy zawodnik dołożył cegiełkę do zwycięstwa. Na przykład Bartłomej Mordyl może nie był widoczny, ale wykonał kawał mrówczej roboty. Wskazówka dla młodych trenerów Verva Warszawa musiała sobie radzić bez kontuzjowanego Artura Szalpuka. Reprezentant Polski ostatnio nie prezentował się zbyt dobrze i trener Andrea Anastasi w jego miejsce wpuszczał Igora Grobelnego. Klub ze stolicy poradził sobie rewelacyjnie bez Szalpuka w pojedynku z Indykpolem AZS Olsztyn (3:0). Bardzo dobrze grę warszawian poprowadził Angel Trinidad De Haro. Wielu kibiców, fachowców miało sporo zastrzeżeń do gry tego zawodnika, ale przeciwko "akademikom" pokazał, że stać go na dobre granie. W tym spotkaniu mieliśmy ciekawą sytuację. Trener AZS-u Daniel Castellani poprosił o przerwę podczas której nie odezwał się ani słowem. Stał i obserwował zachowanie swoich podopiecznych. Wiemy o tym, że Castellani jest świetnym psychologiem i ma bardzo dobre podejście do zawodników. Mam wrażenie, że po tym czasie i takim zachowaniu trenera, AZS zaczął grać trochę lepiej. To pozwoliło powalczyć o wygraną w drugim secie, który ostatecznie przegrali na przewagi. Widać było jednak błysk po stronie olsztynian. W pierwszym i trzecim secie dominacja Vervy była jednak wyraźna. To może być wskazówka dla młodych trenerów, że nie zawsze trzeba dużo na czasach mówić. Czasem wystarczy dać swoim graczom pogadać między sobą, cisza, mniej słów daje momentami więcej niż gadanie na okrągło. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a>