Gapiostwo grupy pościgowej, szlaeństwa Lewego i Neura Zachowanie zespołów goniących Bayern Monachium można nazwać gapiostwem. Monachijczycy co prawda powiększają swoją przewagę, ale nie grają najlepszego futbolu, jaki niejednokrotnie pokazywali w ostatnim tak dla nich udanym roku 2020. Na pewno takiego futbolu nie pokazują w defensywie, choć ostatnio dwa mecze z rzędu bez straconej bramki, co pozwoliło im na zwiększenie przewagi do siedmiu punktów nad RB Lipsk i już 10 nad Leverkusen. Manuel Neuer w starciu z klubem, z którego wyszedł do wielkiej piłki - Schalke 04 nie stracił bramki i ustanowił rekord Bundesligi, jeśli chodzi o liczbę czystych kont. Robert Lewandowski jak zwykle zdobył bramkę, jak zwykle, bo przeciwko Schalke strzelił już w 11. meczu z rzędu i z 23 bramkami zbliża się do rekordu wszech czasów Gerda Muellera Przegrywa po raz kolejny Borussia Dortmund. Co prawda po bardzo dobrym meczu, w którym Borussia Moenchegladbach wygrała dzięki rewelacyjnej grze w drugiej połowie jednak zasłużenie i liczy się w walce o udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Za to BVB nie tylko, że po raz kolejny straciła bramki po stałych fragmentach gry, tym razem aż trzy, a to nie przystoi zespołowi, który chce myśleć o detronizacji Bayernu Monachium. To problem trenera, ale także problem wewnątrz drużyny, gdzie atmosfera wśród wielu gwiazd chyba najlepsza nie jest. Błędy w ustawieniu przy stałych fragmentach gry, to najprostsze rzeczy, które nowy trener Terzič może szybko wyeliminować. Dortmund sam się odstrzelił, jeśli chodzi o walkę o mistrzostwo. BVB może stracić również szansę na występy w Lidze Mistrzów, co byłoby sportowym, finansowym i organizacyjnym dramatem. Typowałem, że RB Lipsk będzie walczyć z Bayernem o mistrzostwo, ale też przegrało i to z FSV Mainz, które w tym sezonie nie zachwyca i z 10 punktami jest lepsze tylko od tragicznego w tym sezonie Schalke 04. Wygrana z Lipskiem to powiew świeżości w Moguncji, a dla RB to strzał w "cztery litery". Show Gikiewicza Bohaterem kolejki był Rafał Gikiewicz, który w meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi (Union Berlin) obronił rzut karny i dał zwycięstwo Augsburgowi. Polak jest na ustach całych Niemiec. Ostatnie dni w klubie Rafała Gikiewicza były nerwowe. Po niepotrzebnej porażce w Bremie niektórzy zawodnicy, mimo przegranej w słabym stylu, schodzili do szatni z uśmiechami na ustach. Dyrektor sportowy klubu, a także Gikiewicz, skrytykowali to przed kamerami TV i w gazetach, co odbiło się szerokim echem w piłkarskich Niemczech. Jak się okazało, ten budzik ze spóźnionym dzwonkiem alarmowym zadziałał. Skutek przyniosło to już w kolejnym meczu z Bayernem, gdzie FC Augsburg zagrał naprawdę nieźle. Pomimo porażki, zwłaszcza w drugiej połowie podopieczni Herlicha zagrali bardzo dobre spotkanie, a przestrzelony rzut karny w końcówce nie pozwolił na zasłużony 1 punkt z mistrzem Niemiec. Ale co się odwlecze, to nie uciecze i trzy dni później komplet punktów, po dobrym meczu, zapewnił Augsburgowi nasz golkiper, broniąc rzut karny, a minuty później ratując wspaniałą interwencją kolejne zwycięstwo w tym sezonie. Koniec ze świętymi krowami w Berlinie Miejmy nadzieje, że niedługo sukcesy będzie odnosił też Krzysztof Piątek, już pod wodza nowego trenera. Hertha Berlin rozstała się z Bruno Labbadią i Michaelem Preetzem. Ten drugi był już wielokrotnie krytykowany za transfery, ale przez długie lata był nietykalny. Ostatnie tygodnie, tylko 17 punktów po rundzie jesiennej oraz brak wyraźnej poprawy gry zespołu nawet jego nie oszczędziły. Po meczu z Werderem było wiadomo, że w Berlinie polecą głowy i faktycznie tak się stało. Sytuacja ta pokazała, że u nowego szefa Herthy Carstena Schmidta nie ma świętych krów. Na ławkę trenerską wrócił Pal Dardai, mój były kolega z boiska. Dyrektorem generalnym zostaje Arne Friedrich, kolejny mój znajomy nie tylko z Herthy, ale także z Arminii Bielefield. To moim zdaniem dobre zmiany. Stagnacja była tak cięża, liczne porażki nie pozwalały patrzeć z optymizmem na rozwój tego zespołu. Nowe rozdanie w Berlinie i slogan "Big City Club" w końcu może będzie dotyczył nie tylko Unionu, ale też Herthy. Artur Wichniarek