Obiekt w Stambule na pierwszy rzut oka nie urzeka nowoczesną bryłą, choć z zewnątrz prezentuje się nienagannie. Arena dla "królowej sportu" nie jest stara, bo powstała przed nieco ponad dekadą, a jej międzynarodowym debiutem były rozgrywane w 2012 roku lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Jednocześnie już widać, że nie wszystkie rozwiązania, jakie wówczas zastosowano, dzisiaj są na najwyższym poziomie. Halowe Mistrzostwa Europy. Kłopotliwe warunki w Stambule Przykład? Zawodnicy udający się z hali rozgrzewkowej, na której notabene w 2010 roku rozgrywane były koszykarskie mistrzostwa świata, przemierzają drogę na miejsce startu specjalnym tunelem z namiotów. Rozwiązanie było konieczne, aby uniknąć ryzyka infekcji, wszak Stambuł o tej porze roku nie rozpieszcza temperaturą. W ciągu dnia słupki rtęci oscylują w przedziale 8-12 stopni Celsjusza. - Czy kiedyś spotkałem się z podobnym rozwiązaniem? Dobre pytanie... Nie przypominam sobie. Namiotem przechodzimy z ciepłego pomieszczenia do kolejnego ogrzanego, a po drodze trzeba mieć na sobie kurtkę i spodnie - opowiedział Interii Kajetan Duszyński, startujący w biegu na 400 m. Kłopotliwa jest także strefa z tzw. mix-zoną, czyli miejscem, gdzie sportowcy zaraz po starcie udzielają wywiadów przedstawicielom mediów. Czuć w niej wyraźny przeciąg, między innymi dlatego, że drzwi wejściowe sąsiadują z prowadzącymi bezpośrednio z zewnątrz. O ile jeszcze w pierwszym pomieszczeniu, bezpośrednio pod nawiewem klimatyzacji, czuć przyjemniejszą temperaturę, o tyle sąsiednie pomieszczenie, czyli ciąg dalszy mix-zony, to już drastyczny spadek temperatury. Na zdjęciach dobrze widać, jak licha jest ściana frontowa. Nieocieplona, obłożona płytą gipsową. Mało tego, można odnieść wrażenie, że także z podsufitki nawiewa chłodne powietrze. Na te niekomfortowe warunki zwracał wczoraj uwagę w rozmowie z Interią Michał Rozmys. Także dziennikarze mają prawo kręcić nosami. Pierwsze zderzenie nastąpiło wczoraj w centrum prasowym, które pod względem technologicznym powinno być dla mediów pewnym miejscem pracy. Tymczasem okazało się, że problemem jest dostęp do... Internetu. Nie dość, że bezprzewodowa sieć uniemożliwiała połączenie, to nawet po podłączeniu kabla sytuacja była niezmienna. - Niestety od kilku godzin mamy problem, nie każdy jest w stanie się połączyć. Przepraszam, ale nic nie jestem w stanie z tym zrobić. Musi pan po prostu próbować - tłumaczył mężczyzna z obsługi, bezradnie rozkładając ręce. Wielokrotne próby jednak spełzły na niczym. Co gorsza, w hali problem również istnieje, tu jednak głównie tylko z połączeniem bezprzewodowym. Obostrzeń już nie ma Wszyscy, którzy przyzwyczaili się do wszędobylskich obostrzeń na dużych imprezach, w Ataköy Atletizm Salonu mogą poczuć się, jak w gościnnych progach u dobrych znajomych. O koronawirusie wszyscy już tutaj zdali się zapomnieć, nie obowiązują żadne obostrzenia. Pewnym standardem stało się skanowanie przez specjalną bramkę plecaków i walizek, ale tutaj dedykowane do tego urządzenia mają tylko walor ozdobny. Wprawdzie obok stoją służby kontrolne, ale jedyne, czym witają przybyłych gości, to słowo pozdrowienia. Wręcz można odnieść wrażenie, że nawet brak akredytacji niekoniecznie zostałby w porę zauważony. Analogiczna sytuacja ma miejsce w oficjalnym hotelu dla mediów, w którym dziennikarze z przyzwyczajenia po przyjeździe chcieli oddawać do kontroli bagaże. Ku swojemu zaskoczeniu zostali poinstruowani, że nie jest to konieczne. Jeśli są to wyrazy okazywania dodatkowej serdeczności, to Stambuł po prostu wypada polubić. Artur Gac ze Stambułu