Co może czuć sportowiec, który w sile wieku i szczycie formy nagle traci zdrowie? 28 stycznia - 61 lat temu, doszło do makabrycznego upadku na skoczni narciarskiej w Wiśle-Malince. Tamten styczniowy trening dla Zdzisława Hryniewieckiego miał być ostatnim przed wyjazdem na zimowe igrzyska olimpijskie w amerykańskim Squaw Valley. Wiele wskazywało na to, że Polak mógł wtedy powalczyć o medal i tym samym przejść do historii. Tymczasem wtedy oddał swój ostatni skok w życiu, walcząc o coś zdecydowanie ważniejszego - zdrowie. Dwa lata wcześniej sięgnął po złoty medal mistrzostw kraju, a nieco później został oficjalnym rekordzistą Polski w długości skoku. 116 m na Kulm robiło w tamtych czasach wrażenie, a regularnie osiągane rezultaty pozwalały Hryniewieckiemu na rywalizację z absolutną światową czołówką. Wygrywał między innymi z Helmutem Recknagelem, który właśnie w Squaw Valley został mistrzem olimpijskim, a w 1958 roku jako pierwszy zawodnik wygrał wszystkie cztery konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Rozwój sportowy młodego polskiego skoczka wskazywał na to, że wkrótce miał zostać wielkim mistrzem. Miał... Dwa dni przed wyjazdem na igrzyska wziął udział w treningu na skoczni narciarskiej w Wiśle-Malince. Wówczas obiekt nie pozwalał jeszcze na tak dalekie skoki, a sama konstrukcja kazała zamykać szosę tuż pod skocznią, bowiem to na niej kończył się zeskok. Hryniewiecki miał wykonać ostatni szlif formy pod okiem trenera Mieczysława Kozdrunia - autora podręcznika do skoków narciarskich. Razem z nim w treningu brał udział Władysław Tajner, który zapamiętał z tego dnia widok tragicznego w skutkach upadku wielkiej nadziei polskiego sportu. 22-latek złamał kręgi szyjne oraz stłukł klatkę piersiową. Skok z najwyższego rozbiegu i błąd podczas wyjścia z progu kosztował go kalectwo do końca życia. Zamiast podróży na igrzyska, Hryniewiecki został przetransportowany do szpitala. W okamgnieniu zajęli się nim lekarze, wiedząc kim jest sportowiec na stole operacyjnym. Nawet najlepsi lekarze nie mogli jednak cofnąć skutków urazu, który ciągnął się za nim do końca życia, będąc powodem kolejnej tragedii. Marzenia młodego skoczka nagle przerodziły się w walkę o zdrowie. 22-letni niedoszły olimpijczyk złoty krążek z zimowych igrzysk chwycił jednak w dłoń. Nie był on jednak jego, a Recknagela, który przesłał go do Polski wraz ze wzruszającą adnotacją, że gdyby nie wypadek, ktoś inny byłby jego właścicielem. Skoki narciarskie pozostały mimo wszystko w sercu sportowca, który chętnie przyglądał się rywalizacji na polskich skoczniach z perspektywy widza. Niemożność posiadania potomstwa i rozwód wplątały jednak Hryniewieckiego w kolejną pułapkę, z której nie było już wyjścia. Depresja i alkoholizm były bolączką, do której przykleiły się jeszcze kolejne problemy ze zdrowiem. Zdzisław Hryniewiecki zmarł zdecydowanie za wcześnie w wieku zaledwie 43 lat. Pomimo niespodziewanie przerwanej kariery pozostawił jednak po sobie piękną historię sportowego ducha rywalizacji. Choć w ostateczności nie osiągnął szczytu swoich marzeń, przyczynił się do rozwoju dyscypliny w Polsce. Historia niedoszłego mistrza może być przykładem tego, że nic w życiu nie jest pewne i trwałe. Droga do celu powinna nam towarzyszyć każdego dnia, a radość z niej być taką samą, jak gdybyśmy już spełnili nasze wielkie marzenie. Aleksandra Bazułka Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie!Sprawdź!