Szacuje się, że depresja jest czwartą chorobą wśród tych najpoważniejszych na świecie. Na pozór mogłoby się wydawać, że to "tylko" gorsze chwile. Tymczasem depresja jest groźną przypadłością i jedną z głównych przyczyn samobójstw. Dotyka nie tylko na pozór słabych osób. Można być wielkim mistrzem z dorobkiem spełnionych marzeń, zaś wewnątrz czuć rozrywający serce ból. Na przestrzeni lat kolejni sportowcy ujawniali prawdę, że depresja nie jest im obca. To nie są przykłady, które można zliczyć na palcach jednej ręki. Pomimo tego, że w ostatnich latach statystyki nieco się poprawiły, wciąż jest to problem, który często bywa bagatelizowany. Sportowcy, nawet gdy jeszcze nie wdrapali się na szczyt, każdego dnia są poddawani próbom. Ciągłe wyjazdy na zgrupowania i treningi to ograniczona ilość kontaktu z najbliższymi. Do czynników zwiększających ryzyko wystąpienia depresji wśród zawodników zaliczyć można również stres, chęć bycia perfekcyjnym, potknięcia, kontuzje, czy niską samoocenę. Justyna Kowalczyk przed kamerami była uśmiechnięta i zawsze potrafiła wybrnąć z niezręcznie zadanego pytania ciętą ripostą. Dla fanów jawiła się jako prawdziwa siłaczka - fizycznie i psychicznie. Jej sukcesy wprawiały (i wprawiają nadal) w zachwyt, wśród niektórych wzbudzając nawet zazdrość. Mistrzyni olimpijska chora na depresję? Dla wielu było to szokiem. A jednak! Depresja może dotknąć nawet najsilniejszego sportowca. "Coraz trudniej kłamać" - Justyna Kowalczyk Przykład polskiej biegaczki narciarskiej jest najżywszym obrazem tego, że depresja jest ciężką chorobą. Dotyka przede wszystkim sfery psychicznej, ale wpływ ma też na ciało. Justyna Kowalczyk do depresji przyznała się w 2014 roku. Wywiad był dla wielu szokiem. Jedna z najbardziej utytułowanych sportsmenek w historii Polski opowiedziała o braku chęci do wstawania z łóżka, omdleniach, drgawkach, bezsenności, załamaniu nerwowym i cierpieniach psychicznych. Mistrzyni olimpijska zdecydowała się na bardzo szczere wyznanie, opowiadając o swoich problemach w życiu prywatnym. Kowalczyk powiedziała wprost, że bierze leki, żeby móc spać w nocy. Wyznanie Kowalczyk sprzed kilku lat wielu otworzyło oczy, jak poważną chorobą jest depresja. "Cieszę się, że nie odebrałem sobie życia" - Michael Phelps 23-krotny mistrz olimpijski i 26-krotny mistrz świata w pływaniu zgarnął wszystko. Amerykanin wydawał się postacią, której nic nie potrafi złamać. Jakiś czas temu okazało się, że to błędne przekonanie. Michael Phelps miał problemy z alkoholem. Czasami palił też marihuanę. Okazało się, że wybitny sportowiec cierpiał na bardzo poważne zaburzenia psychiczne. Niektóre objawy zauważył u siebie przed igrzyskami w Atenach w 2004 roku. Sam o depresji zaczął mówić otwarcie dopiero w 2016 roku. Było to tuż po igrzyskach w Rio de Janeiro, skąd przywiózł aż pięć złotych krążków. Phelps miał myśli samobójcze, po każdych igrzyskach popadając w poważny stan depresyjny. W wywiadzie przyznał szczerze, że cieszy się z tego, że nie odebrał sobie życia. "To, co tak solidnie budowałem przez lata, zniknęło" - Marek Plawgo Medalista mistrzostw świata i Europy w biegu przez płotki napisał o depresji, żeby otworzyć oczy innym. Chciał pomóc zrozumieć problem, bo sam miał obawy przed tym, aby zgłosić się po pomoc. "Czułem, że wizyta u psychiatry czy terapeuty to wstyd. Że to dla słabych ludzi" - napisał w 2019 roku Marek Plawgo na swoim Twitterze. Były sportowiec wyznał, że w obliczu choroby najprostsze czynności stają się niemożliwe do zrealizowania i trudno nawet wyjść z łóżka. Napisał o paraliżującej panice, z której trudno jest wyjść samemu. "Jest lepiej. Ale przede mną wciąż długa droga, bo ten mrok ma wciąż na mnie wpływ, bo dominuje w słabszym dniu" - wyznał wówczas Plawgo.