179. North West Derby nie były typowym starciem Manchesteru United i Liverpoolu. Po dwóch kolejkach Premier League żadna z dwóch najbardziej utytułowanych angielskich drużyn, jeszcze nie miała na koncie wygranej. Z tym, że "The Reds" dwa swoje mecze zremisowali, a United oba przegrali. Na dodatek obie drużyny w żadnym meczu nie musiały się mierzyć z rywalem z najwyższej półki. Manchester dwa razy został obity przez Brighton 1:2 u siebie i na wyjeździe przez Brentford aż 0:4. Liverpool też powinien mieć na koncie dwa zwycięstwa. Najpierw jednak nie potrafił wygrać na Craven Cottage z beniaminkiem Fulham (2:2), a później na Anfield z Crystal Palace (1:1). Obaj trenerzy Erik Ten Hag i Juergen Klopp niezadowoleni z postawy swoich piłkarzy w dwóch pierwszych kolejkach, postanowili trochę pomieszać w składach. Holender na ławce rezerwowych zostawił czterech graczy, bez których w zeszłym sezonie nie sposób było sobie wyobrazić zestawienia "Czerwonych Diabłów". Obok Cristiano Ronaldo, który nie przepracował z zespołem większej części okresu przygotowawczego, zasiedli na ławie także Fred, Luke Shaw i obwiniany za beznadziejny start sezonu Harry Maguire. Ten ostatni, najdroższy obrońca w historii futbolu jest obecnie łączony z transferem do Chelsea. W Liverpoolu z kontuzjami zmaga się kilku piłkarzy m.in Diogo Jota, Thiago Alcantara, czy Joel Matip. Na ławkę powędrował też Fabinho, a Darwina Núñeza zabrakło, bo w poprzedniej kolejce dał się sprowokować piłkarzom Crystal Palace i wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Krzyczeli: "Mordercy, mordercy!" Gorąco było już przed meczem. Kiedy piłkarze Liverpoolu wjeżdżali na Old Trafford w stronę ich autokaru poleciały puszki z piwem, a kibice United skandowali "Mordercy, mordercy!", nawiązując do tragedii na Haysel w 1985 r., kiedy po ataku kibiców "The Reds" zginęło wielu niewinnych fanów Juventusu Turyn. Oba kluby rywalizują od ponad stu lat. Także na liczbę trofeów. Manchester United ma ich więcej, bo 20 razy był mistrzem Anglii i jest rekordzistą pod tym względem, zdobył także rekordową liczbę 12 Pucharów Anglii i pięciokrotnie triumfował w rozgrywkach o Puchar Ligi. Liverpool zdobył mistrzostwo kraju 19 razy, jest też ośmiokrotnym zdobywcą Pucharu Anglii i dziewięciokrotnym tryumfatorem Pucharu Ligi. Ta zacięta rywalizacja, choć oba kluby nie są z jednego miasta, w Anglii określana jest jako "Derby Północnego-Zachodu". Oba kluby tak się nienawidzą, że nie dochodzi między nimi do żadnych transferów. Ostatni taki przypadek miał miejsce w 1964 r. i dotyczył mało istotnego gracza, Phila Chisnalla. To jednak odległa historia. Tą najnowszą piszą ostatnio głownie piłkarze "The Reds" i to oni byli faworytami tego meczu, mimo, że rozgrywany był on w Manchesterze. Okazało się jednak, że Ten Hag potrafił na derbowe spotkanie wykrzesać ze swoich piłkarzy pełnię ich umiejętności. Przyjemnie się patrzyło na grający pressingiem zespół United, na ich szybkie wychodzenie do kontrataków i błyskawiczne wymiany podań. W rolach głównych wcale nie występowały największe gwiazdy, ale młody Anthony Elanga, który w pierwszych minutach spotkania trafił w słupek, rezerwowy ostatnio Marcus Rashford, czy też obrońcy Tyrell Malacia i Raphael Varane. W środku pola brylował niechciany podobno w klubie Scott McTominay, który do spółki z Bruno Fernandesem zdominowali środek pola. W zespole gość fatalnie grali niemal wszyscy piłkarze. Szczególnie irytowali weterani James Milner i Jordan Henderson, dla których już chyba nie powinno być miejsca w klubie o takich ambicjach, jak Liverpool. Mnóstwo błędów w defensywie popełniał także Trent Alexander-Arnold, o którym nie powinno się już pisać, jako o prawym obrońcy, ale raczej prawoskrzydłowym, świetnym w ofensywie i dużo słabszym w momentach, kiedy jego zespół się broni. Dwa gole skrzydłowych Bohaterem pierwszej połowy był jednak Jadon Sancho. Reprezentant Anglii w 15. min spotkania jednym zwodem położył w polu karnym Milnera i bramkarza Alissona. Jeszcze gorzej zachował się Virgil van Dijk, który tylko patrzył, jak wryty na to, co dzieje się pod jego bramką, zasłaniając na dodatek widoczność Alissonowi. A było na co popatrzeć, bo zanim piłka wpadła do siatki po strzale Sancho, Bruno Fernandes, Rashford i Christian Eriksen, błyskawicznie wymienili ze sobą kilka podań. Po przerwie na 2:0 trafił drugi ze skrzydłowych, Rashford. Tym razem gola nie poprzedziła koronkowa akcja, ale dwa szybkie podania, z których ostatnie od Anthony’ego Martiala, doprowadziło jego kolegę do sytuacji sam na sam z Alissonem. Rasfhford strzelił bardzo pewnie i "Czerwone Diabły" zasłużenie podwyższyły prowadzenie. Niestety w piłkę nożną na pełnej intensywności nie da się grać przez pełne 90 minut. W końcowych minutach gracze United stracili siły. Liverpool w końcu zaczął kreować sobie jakieś sytuacje strzeleckie. W 81. zamieszanie pod bramką Davida De Gei wykorzystał Mohamed Salah i było już tylko 1:2. Później jednak gospodarze grali umiejętnie na czas. Ten Hag wprowadzał kolejnych piłkarzy, w tym Cristiano Ronaldo, i gospodarzom udało się utrzymać korzystny wynik. Liverpool po trzech kolejkach nadal bez wygranej na koncie.