INTERIA.PL: Spotkał się pan z Andreą Anastasim, nowym trenerem "Biało-czerwonych"? Łukasz Żygadło: Anastasi rozmawiał ze mną przed przyjazdem do Polski na temat reprezentacji. Czekamy na personalne decyzje trenera. Czyli pana powrót do kadry jest sprawą otwartą, a konflikt z poprzednim selekcjonerem Danielem Castellanim rozdziałem zamkniętym? - Tak naprawdę, jakby ktoś dokładnie śledził wywiad, moje oświadczenie po tej całej sprawie, a nie opierał się na opinii ludzi, którzy nie byli w tej sytuacji wiedziałby, że ja dla reprezentacji zawsze byłem i będę. To tylko zależy od trenera. Jeżeli selekcjoner mnie widzi w kadrze, to ja dla niej jestem. Jeżeli natomiast jestem powołany, ale nie biorę udziału w treningu, tak jak to miało miejsce, takiego sensu nie ma. Moim zdaniem każdy zawodnik w takiej sytuacji ma prawo do decyzji, żeby odejść z reprezentacji. Jest nowy trener. Zobaczymy jaką ma wizję drużyny, wizję budowania zespołu. Wiele dowiemy się po powołaniach i wtedy będziemy rozmawiać o reprezentacji. Jaka jest pana opinia o Anastasim. Czy PZPS podjął słuszną decyzję? - Anastasi jest doświadczony jako zawodnik i jako trener, również reprezentacji. Ma na koncie sukcesy. Rozmawiając z nim na temat kadry odniosłem wrażenie, że jest człowiekiem konkretnym w tym co mówi i wydaje mi się, że taki trener jest nam po prostu potrzebny. Co Anastasi może zrobić, żeby polska reprezentacja nie zaliczała wzlotów i upadków? - Trener nie jest osobą, która nam to zagwarantuje. Trzeba mieć naprawdę mocną drużynę, żeby zadomowić się na stałe w światowej czołówce. To nie jest takie proste. Niezbędne są mocne fundamenty. Moim zdaniem, musi być dobra współpraca między klubami i reprezentacją. W klubie pracuje się przez cały rok, a w kadrze "sprzedaje" się to co się wytrenowało również w klubie. Reprezentacja promuje siatkówkę, jest bardzo ważna. Kluby są odpowiedzialne, żeby dostarczać zawodników do drużyny narodowej. Moim zdaniem wszystkie te elementy, wszyscy muszą współpracować ze sobą. Musi być stworzony system, który będzie godził obie strony. Nie może być tak, że reprezentacja z klubami się kłóci. Każdy ma swoje ambicje, ale nie ma kontynuacji pracy. Mocne fundamenty powodują to, że zespół reprezentacyjny jest silny i jest w stanie walczyć o najwyższe cele. A wiadomo, że aby bić się o medale nie wystarczy strzelić z palców, kupić nowego trenera i powiedzieć mu, że musi wszystko wygrywać. Po prostu wszystko musi być silne od podstaw, żeby zespół wygrywał i utrzymał się na światowym poziomie. Trenuje pan w świetnym klubie, ze znakomitymi zawodnikami, ale na boisku jest pan stosunkowo rzadko. Nie ma pan zamiaru odejść z Trentino, żeby więcej grać? - Zdaję sobie z tego sprawę. Akurat taka sytuacja jest w tym sezonie, że na boisku jestem mniej niż w zeszłym sezonie. Sezon się kończy, kończy się też mój kontrakt we Włoszech. Ma pan jakieś oferty? - Na ten temat za wcześnie rozmawiać. (uśmiech) To znaczy, że jest coś na rzeczy. Czy zatem woli pan zostać w lidze włoskiej, czy też rozważa pan przeprowadzkę do innego kraju? Może do Polski? - Chciałbym zagrać w zespole, który walczy o wysokie cele. Do takiego zespołu chciałbym trafić. Rozmawiał Robert Kopeć w Bolzano