Nie ma zatem powodu komukolwiek współczuć. Bo kiedy zwalniał taki Stalin na przykład - połowę własnych generałów albo wszystkich kremlowskich medyków, to nie było odpraw i płaczliwych wywiadów dla "Prawdy", tylko kulka w tył głowy, a rodzina na zsyłkę, i wyroki z absurdalnymi zaiste zarzutami. Pamiętam z "Archipelagu Gułag" jak jeden ze skazanych tłumaczy, ze skazano go za kradzież pięciuset metrów materiałów krawieckich. Jak dodał - była to... szpulka nici. A jak więźniowie z tego Sybiru uciekali, to brali na drogę "konserwy" - znaczy się nieświadomych niczego młodziaków, których trzeba było w dziele przetrwania gatunku skonsumować po drodze. Taa, tiażołyje czasy (jak mówił czerwonoarmista dźwigając zegar ściągnięty z kościelnej wieży), przy których nasze "dymy" to wyłącznie humor i satyra. Wszelako ostatnio dostrzegam pewien bałagan, i to poważny. Mianowicie najpierw wywala się Lipca (ze sportu), a teraz dopiero Marca (z CBŚ, wprawdzie to dementują, ale prawdziwe w tej części Europy były zawsze wyłącznie wiadomości oficjalnie zdementowane). Otóż jako obywatel domagam się elementarnego porządku chociażby w kwestii kalendarza. Jak zwalniać, to zgodnie z logiką, a nie na bakier. Najpierw Marzec, potem Kwiecień, Maj, Czerwiec, no i dopiero Lipiec. No i - Szanowni Królowie naszego życia - uważajcie na Listopad. Listopad dla Polaków niebezpieczna pora... Ale to już nie Lejzorek, nie Zarzeczny i nie Kaczyński, ale Wyspiański. Oj, zaczną wtedy w rządzie przyjmować na potęgę! A zatem - poczekajmy. Paweł Zarzeczny