Z klubu odchodzi dyrektor sportowy Krzysztof Gałandziuk oraz toromistrz Grzegorz Węglarz. Obaj w przyszłym roku będą pracować w Toruniu. Mówiło się o tym, że zagrożone jest także pozostanie we Wrocławiu trenera Dariusza Śledzia. Ostatecznie w czwartek strony się dogadały i w sezonie 2021 Śledź wraz z Gregiem Hancockiem poprowadzą Betard Spartę. Amerykanin dołączył do sztabu w tym roku i szybko się zaaklimatyzował. Pomaga zawodnikom, doradza, a przede wszystkim zaraża dobrą energią, której nigdy mu nie brakowało. Z jego wskazówek bardzo chętnie korzysta np. Maciej Janowski. Tym samym należy zauważyć bardzo szybką reakcję Sparty na odejście dwóch ważnych pracowników. Gałandziuk i Węglarz postaciami pierwszoplanowymi nie są, ale swoją robotę wykonują dobrze. W Sparcie nie będzie łatwo ich zastąpić. Co prawda Andrzej Rusko sporo wie na temat sposobów przygotowania nawierzchni, ale przecież on sam się za to nie zabierze. A tor sprzyjający gospodarzom to we współczesnym żużlu jeden z najważniejszych atutów, jeśli chce się myśleć o udanym sezonie. Staszewski nigdzie się nie rusza Mówiono, że w razie odejścia Śledzia, trenerem drużyny zostanie Mariusz Staszewski, czyli najgorętsze nazwisko na giełdzie pierwszoligowej. Były żużlowiec robi furorę w Ostrowie i pokazuje wielki fach trenerski. Pod jego wodzą rozwinął się między innymi talent Sebastiana Szostaka, który już jest w obrębie zainteresowań zespołów z PGE Ekstraligi. Podobnie zresztą, jak jego trener. Staszewski mimo młodego wieku wyrobił sobie już bardzo dużą markę i jest ceniony w środowisku. W Ostrowie dostał jednak podwyżkę i zostaje w klubie. Działania Betardu Sparty są zrozumiałe, bowiem po mało optymistycznych informacjach na temat Gałandziuka i Węglarza, potrzebowano czegoś pozytywnego. Czymś takim na pewno jest pozostanie Śledzia, który miał propozycje z innych klubów. Łączono go np. ze Startem Gniezno. Tam zespołu nie będzie już bowiem prowadził Rafael Wojciechowski. W czwartek stało się jasne, że nie będzie to także Dariusz Śledź.