Wielu żużlowców w przerwie od startów na owalnych torach kieruje swe kroki na obiekty motocrossowe. Wynika to z panującego przeświadczenia, jakoby tego typu jazdy miały wykształcać mięśnie i umiejętności wykorzystywane w speedwayu. Większość ekspertów nie zgadza się z taką tezą. Skoki na specjalnie przygotowanych wertepach nie wzmacniają bowiem najważniejszych w czarnym sporcie partii ciała. Taką funkcję pełniły nieco podobne do nich treningi przełajowe, bardzo popularne wśród gwiazd minionego stulecia. Jeżdżono wówczas po bardzo ciężkich nawierzchniach, na przykład zaoranych polach. Byli żużlowcy do dziś wspominają, że najsłabsi z nich po zakończeniu takich ćwiczeń nie byli w stanie podnieść do ust butelki z wodą, tak bardzo mięśnie ich rąk dostawały w kość. Ponadto, zimowe zmagania na motocrossie zaburzają naturalny podział roku żużlowca na część jazdy i regeneracji. Specjaliści sugerują, że dużo lepiej zimą poddać się odnowie biologicznej oraz treningom na siłowni, basenie czy sali gimnastycznej. Nie sposób nie wspomnieć także o ryzyku kontuzji jakie niesie za sobą ten - znacznie bardziej od speedwaya ryzykowny i akrobatyczny - sport. Kibice często uważają, że skoro zawodnicy tak świetnie radzą sobie na motocyklach żużlowych, to inne maszyny również nie sprawią im problemów. Cóż, to zdecydowanie zbyt duże uproszczenie. Jednym z najlepszych przykładów jest historia Henrika Gustafssona, który uchodził za jednego z najlepszych technicznie żużlowców, a złamania ręki doznał podczas przejażdżki na... motorynce swojego syna, Simona. W środowisku od jakiegoś czasu przewija się pomysł wprowadzenia do kontraktów klauzuli zabraniającej zawodnikom dosiadania motocykla poza torem. Takie zapisy nie są niczym innowacyjnym w innych dyscyplinach, choćby w piłce nożnej czy koszykówce. Sam Michael Jordan bardzo długo musiał negocjować z władzami Chicago Bulls tak zwaną klauzulę "z miłości do gry", która pozwalała mu grać w koszykówkę gdziekolwiek i kiedykolwiek tylko chciał. Na razie nie zanosi się jednak na podobne działania w czarnym sporcie. Prezentujemy państwu najbardziej jaskrawe przypadki z ostatnich lat w których motocross negatywnie wpłynął na rozwój zawodnika. 5. Piotr Pawlicki Młodszy z braci Pawlickich zaliczył motocrossowy wypadek na torze w Hiszpanii, gdzie przebywał na zgrupowaniu z Fogo Unią Leszno. Okazało się, że doznał skomplikowanego złamania nogi. Na to wrócił dopiero w czerwcu, tracąc sporo ważnych biegów na początku sezonu, zaś kontuzjowaną kończynę doprowadzał do stuprocentowej sprawności jeszcze przez wiele miesięcy. 4. Emil Sajfutdinow Drugą po nodze najbardziej kontuzjogenną częścią ciała podczas jazd na motocrossie jest obojczyk. Boleśnie przekonał się o tym Emil Sajfutdinow. Złamał go w 2015 roku podczas treningu na motocrossie. Długiej absencji uniknął dzięki jednemu ze swoich sponsorów, który w błyskawicznym tempie załatwił Rosjaninowi miejsce w elitarnej klinice na terenie Barcelony. Tam jego kość niejako "sklejono" ultranowoczesnym spoiwem. 3. Grigorij Łaguta Rosjanin to jeden z najbardziej zapalonych motocrossowców w świecie czarnego sportu. Ostatnio pasją zaraził swojego syna, który odnosi w tej dyscyplinie całkiem spore sukcesy. Sam jednak sporo zapłacił za wypadek na torze. A przynajmniej tak właśnie twierdzi. Z zeznań zawodnika wynika, że właśnie wtedy podano mu w rosyjskim szpitalu meldonium - środek, który później wykryto w testach antydopingowych, co poskutkowało dyskwalifikacją Łaguty. 2. Grzegorz Zengota Polak bardzo długo odczuwał konsekwencje złamania nogi przed sezonem 2019. Hiszpańscy lekarze popełnili błąd i żużlowcowi groziła nawet jej amputacja. Wychowanek Falubazu zadziwił wszystkich. Nie tylko pokonał obumieranie kończyny, ale także - pod koniec sezonu 2020 powrócił na czarny tor i dopomógł Polonii Bydgoszcz w utrzymaniu na zapleczu PGE Ekstraligi. 1.Tomasz Gollob Ikona polskiego żużla właśnie na motocrossie stawiała swoje pierwsze kroki w sporcie. Dopiero wtedy, gdy wygrał wszystko co można było wygrać, zdecydował się o dołączeniu do sekcji żużlowej Polonii Bydgoszcz. Nigdy jednak nie zerwał z pasją do swojej macierzystej dyscypliny. To właśnie ona zakończyła karierę mistrza w 2017. Podczas upadku na torze w Chełmnie doznał skomplikowanego złamania kręgosłupa i musiał walczyć o swoje życie. Do dziś musi poruszać się na wózku inwalidzkim. Co więcej, niewiele brakowało, by motocross zabrał Gollobowi jedyne złoto IMŚ. Całe szczęście, że w 2010 roku czempionat zapewnił sobie już w przedostatniej rundzie cyklu Grand Prix. Przed bydgoskim finałem uległ bowiem groźnej kontuzji na torze motocrossowym i nie był w stanie rywalizować na najwyższym poziomie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź