Nie ma jednak tego złego. W Pradze szalał przecież Maciej Janowski. Na szczęście rywale nie uciekli z podium, więc Polak miał z kim podzielić się swoją radością, strzelić sobie selfie i oblać się szampanem. I mam nadzieję, że przyjdzie u Janowskiego refleksja, że głupio się zachował na podium IMP, że zrobił przykrość pozostałym medalistom. Na szczęście często nieznośny poza torem Janowski, w trakcie rywalizacji przemienia się w kogoś, kogo można oglądać godzinami. Delektować się tym, jak rozpędza motocykl, robiąc długie proste, jak planuje każdy ruch i każdy atak, jak potrafi zmylić przeciwnika, zamarkować atak po szerokiej i wjechać mu pod łokieć. Janowski ewidentnie jest w gazie. Niektórzy żartują, że "jest na Haju" dowodząc, że duża w tym zasługa mechanika Rafała Haja, który przez lata współpracował z mistrzem świata Gregiem Hancockiem, a teraz pomaga Maciejowi. Haj to z pewnością wartość dodana, ale moim zdaniem Janowski zwyczajnie dojrzał do sukcesu. Wiem, ten foch na podium IMP, o tym nie świadczy, ale moim zdaniem tam górę wzięły niezdrowe emocje. Wtedy Janowski za bardzo skoncentrował się na Zmarzliku. W Pradze myślał już tylko wyłącznie o sobie i to zaprocentowało pierwszym i drugim miejscem. W piątkowym turnieju Janowski był poza konkurencją. W niedzielę sprawy zaczęły mu się wymykać z rąk, ale wtedy wyciągnął drugi motocykl i odżył. I w tym miejscu będzie słów kilka o bajerach w maszynie Janowskiego. O bezdętkowych oponach, felgach (z tych samych korzystał Hancock), czy regulacji ciśnienia w tylnej oponie. Wszystkie te cudowne wynalazki jakoś tam składają się na wynik. Nie umniejsza to jednak klasy Janowskiego. Słaby zawodnik by tego nie wykorzystał. Bardzo dobry, a takim jest Janowski, uczynił z tego atut. O ile rok temu wyskok formy Janowskiego można było podciągnąć pod pojawienie się na rynku zbyt miękkich opon Anlasa, o tyle teraz trudno o podobny wniosek. Jasne, że coś to zawodnikowi dało, ale jednak nie tyle, ile mogło się wydawać. Na GP Czech zawodnicy mogli korzystać wyłącznie z tych opon Anlasa, które organizator przywiózł autem. Każdy miał to samo, a nie każdy był tak szybki, jak Janowski. Już ostrzę sobie zęby na ciąg dalszy rywalizacji polsko-polskiej, bo Zmarzlik ma charakter i na pewno nie odpuści. Będzie ścigał. Już we Wrocławiu. Duży plus za Pragę dla Krzysztofa Kasprzaka. Pojechał na miarę swoich obecnych możliwości. Miał trochę pecha, mogło być lepiej, ale między bajki można włożyć stwierdzenie, że Krzysztof będzie drugim Chrisem Harrisem i tylko narobi nam wstydu. Nie narobi. W tytule użyłem słowa komputer, więc teraz to rozszerzę. W Pradze taśmy startowej nie puszczał sędzia, lecz właśnie komputer. Eksperyment wypadł naprawdę nieźle. Zawodnicy się czołgali, ale nic im to nie dało. Taśma szła w górę dopiero wówczas, gdy wszyscy zastygali w bezruchu. Do komputera szły przecież dane z kamery i fotokomórki, a te urządzenia wyłapywały każdy, nawet najdrobniejszy ruch. Także warto dać komputerowi kolejną szansę.