Przeprowadzka kapitana reprezentacji Polski z Celticu Glasgow, gdzie od dłuższego czasu grzał ławę, do Grecji nastąpiła tuż przed zamknięciem okienka transferowego. - Sprawdziłem w internecie, gdzie leży Larissa, ale umowę podpisałem, nie widząc nawet miasta - opowiada "Żuraw". - Teraz poznałem już centrum i zaczęło mi się podobać. Szczególnie wieczorami, gdy Grecy masowo wychodzą na ulice i zaczynają zaludniać kawiarnie, robi się naprawdę fajnie. Maciej stał się bożyszczem greckich kibiców, gdy w debiucie strzelił gola liderującemu wówczas w tabeli AEK Ateny. Zamiast do Larissy Żurawski miał trafić do MLS, do klubu Columbus Crew, ale nie spodobało mu się, że Amerykanie oferują mu tylko półtoraroczną umowę, a jej przedłużenie zależeć miało tylko od Columbus. "Żuraw" niepowodzenia reprezentacji na poprzednich dwóch dużych imprezach - mundialach w Korei i Niemczech tłumaczy tym, że "drużyna spaliła się psychicznie". Kapitan ma nadzieję, że teraz na Euro będzie o niebo lepiej. Uważa, że naszą siłą jest trener. - Beenhakker kojarzy mi się z Kasperczakiem. Mają podobny sposób bycia, podobnie rozmawiają z zawodnikami - porównuje Maciej Żurawski. - Leo to człowiek, którego trzeba darzyć szacunkiem, który ma wielkie poważanie w grupie, ale nie daje tego odczuć. Potrafi zażartować, ale i odezwać się bardzo ostro. Przede wszystkim jednak nie jest typem furiata. Więcej w "Przeglądzie Sportowym".