Na treningu zabrakło tylko Michała Żewłakowa, który został w hotelu z powodu ataku anginy. Reprezentacja Polski zatrzymała się w hotelu Radison przy filharmonii. Ekipa ich środowych rywali - USA wybrała najbardziej ekskluzywny krakowski hotel - Sheraton. Ale i nasi nie mają na co narzekać. W kadrze debiutuje nowy fizjolog, rodak Leo. Nazywa się Michael Lindmann i to właśnie z nim ćwiczyli ci, którzy byli świeżo po meczu - Maciej Żurawski, Paweł Golański, Ebi Smolarek i Marcin Wasilewski. Lindmann ma w CV pracę z Grasshoppers Zurich, a także w krajach arabskich. Pozostali piłkarze w tym czasie na komendę Leo Beenhakkera kręcili się w kółko i wymieniali podania na jeden, góra dwa kontakty. Głównie robili to po obwodzie, tylko stoperzy musieli podawać do środka, do rozgrywających, a ci krzyżowo oddawali do drugiego spośród stoperów. Następnie asystent Leo Dariusz Dziekanowski podzielił ekipę na dwa zespoły - żółtych i niebieskich. Drużyny najpierw usiłowały utrzymać się przy piłce na małym placu - około 35 na 15 m. Przypominało to trochę walki w klatkach, z tym że jeden wojownik miał siedem części rozłożonych po całym boisku. Tak było ciasno, że każda zwłoka w oddaniu piłki powodowała, że otaczało piłkarza trzech rywali. Na koniec doszło do gierki na dwie bramki, których strzegli Tomasz Kuszczak i Łukasz Fabiański. Grano na małej przestrzeni - przenośna bramka została ustawiona ok. 20 m od linii pola karnego. Artur Boruc, Żurawski, Smolarek, Wasilewski i Golański wcześniej wrócili do hotelu. Mieli tylko rozruch. - Cieszę się, że wracam na "stare śmieci", do Krakowa io znowu będę mógł zagrać na stadionie Wisły - powiedział "Żuraw". - Z tego, co słyszałem, murawa nie jest tam zbyt dobra, ale sam o tym będę mógł się przekonać dopiero jutro. - Dobrze zrobiłem, że przeniosłem się z Celticu do Larissy. Wreszcie gram regularnie, odzyskuję formę - dodał "Żuraw". Zapytany, czy nie jest tak, że powoli staje się wzorem dla młodszych piłkarzy Żurawski odpowiedział: - Czy moja rola w tym zespole jest szczególna? W jakimś stopniu pewnie tak. W końcu jestem kapitanem. Holenderski szkoleniowiec bramkarzy Frank Hoek przez śnieżycę utknął na lotnisku i jeszcze nie dotarł do Polski. Zajęcia Borucowi i reszcie organizował Andrzej Dawidziuk. Borucowi na "dzień dobry w Krakowie" przytrafił się niefart - z autokaru nie wziął karty hotelowej. Więc kierowcy musieli robić dodatkowy kurs, ale daleko nie mieli. Michał Białoński, Kraków