Czy najgorszy ligowy start (sześć meczów, trzy punkty) zmusi najbardziej cierpliwego z hiszpańskich prezesów do obwołania rewolucji? Jeszcze na to nie czas, choć pozycja nowego trenera Ernesto Valverde stała się zagrożona. W Villarreal bez trudu przypominają sobie jednak ciężki początek sprzed pięciu lat, gdy drużyna debiutującego na ławce Manuela Pellegriniego uzbierała w sześciu kolejkach sześć punktów, a ponieważ prezes Roig zachował spokój, wszystko skończyło się na trzecim miejscu i pierwszym awansie do Champions League. Nie potrzeba odbywać długiej podróży w czasie, by udowodnić, że cierpliwość Roiga dawała zwykle zaskakujące rezultaty. Zaledwie pół roku temu Villarreal walczył z Arsenalem o półfinał Ligi Mistrzów, o czym Real Madryt, Sevilla, Atletico i wszyscy, poza Barceloną, krajowi rywale mogli pomarzyć. Prezes Villarrealu rozumie, że nowy trener potrzebuje czasu bardziej niż ktokolwiek inny. Dlatego niewykluczone, że tak kwestionowany dziś Valverde wytrwa w małym miasteczku przekształconym niedawno w przedmieścia Walencji dłużej niż Pellegrini w Realu Madryt. Ciśnienie nie rozsadza malutkiego Vila-Real, choć z 72 mln euro budżetu ich klub jest ekonomicznie szóstą siłą w lidze, nieprzyzwyczajoną do miejsc w strefie spadkowej. Do wyników nikt tu jednak nie podchodzi bez refleksji. Roig rozumie, że czym innym jest porażka, która nie daje nadziei, od takiej jak ta z Realem Madryt, gdzie zespół stracił bramkę w 2. min, a potem "gonił" wynik w dziesiątkę długo potrafiąc realnie zagrażać wielkiemu rywalowi. Jeszcze bardziej pechowe były mecze z Mallorką, Deportivo, czy Espanyolem, po których zamiast dwóch punktów powinno być siedem. I dziś w ogóle nie byłoby dyskusji. Statystyki pokazują, że drużyna Valverde jest drugą w lidze, jeśli chodzi o liczbę dośrodkowań w pole karne rywala i trzecią najdłużej posiadającą piłkę. Wykazuje jednak zastraszająco niską skuteczność (cztery gole), mniej mają tylko beniaminkowie z Tenerife i Xerez. Z nimi i Malagą drużyna Valverde spotka się w trzech najbliższych kolejkach. One mają zdecydować o losie trenera. Jeden z weteranów Robert Pires pytany wprost czy zmiana szkoleniowca nie jest konieczna, poprosił w imieniu zespołu o trzy kolejki czasu do rehabilitacji. Valverde przyznaje, że jest źle, ale też ze zdumieniem opisuje sytuację, która oddaje charakter prezesa i jego klubu. Po bezbramkowym remisie z Espanyolem, Fernando Roig nie wezwał trenera na dywanik, ale sam zszedł do szatni i powiedział piłkarzom, że wszyscy są odpowiedzialni za to, by wydobyć Żółtą Łódź Podwodną z dna. Wszyscy: to znaczy gracze, trener i on sam. Problemem najbardziej rzucającym się w oczy są napastnicy. Tylko Rossi zdobył dotąd gola, pozostałe trafienia drużyna zawdzięcza pomocnikom Cazorli (dwa) i Caniemu. Brazylijczyk Nilmar, za którego zapłacono 12 mln zawodzi, Llorente i Jonathan Pereira także. Z 80 oddanych strzałów drogę do siatki znalazło tylko 5 procent. Fani z Madrigal zobaczyli w tym sezonie zaledwie jedną bramkę! A przecież liderująca Barca oddała tylko 7 strzałów więcej znajdując drogę do siatki aż 17 razy. Valencia z 79 strzałów zdobyła 12 goli, Sevilla z 84 prób cieszyła się 14 razy, a Deportivo, by uzbierać 10 trafień potrzebowało 73 strzałów. Tylko Real znacząco odstaje (aż 120 strzałów, 17 goli). Na szczęście do gry wraca Marcos Senna, lider, gwiazda, defensywny pomocnik, który potrafi strzelać. Na razie jednak w meczu z Espanyolem zmarnował idealną okazję, by dać drużynie pierwsze w sezonie zwycięstwo. W wielkim małym klubie jest niepokój, ale wszyscy wierzą, że triumfy przyjdą całą serią. I Żółta Łódź Podwodna będzie znów pływać między Barceloną, Realem i Sevillą, a nie Malagą i Xerez. ZOBACZ TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO!