Tą drogą szło sporo drużyn choćby z tego samego województwa. Zarówno ŁKS, jak i Widzew zbankrutowały. W ich miejsce powstawały kluby, które uważały się za spadkobierców, ale są nowymi osobami prawnymi i za długi nie odpowiadają. Za zasługi dostawały miejsce w czwartej lidze i od tego poziomu rozgrywkowego zaczynały odbudowę. I obu się tu udało, bo dotarły do ekstraklasy. GKS Bełchatów od czwartej ligi Łódzki Związek Piłki Nożnej właśnie pozytywnie rozpatrzył wniosek Fundacji Akademia GKS o przyjęcie do czwartej ligi. Dwa lata temu przejęła od spółki akcyjnej drużyny młodzieżowe oraz rezerwy występujące w okręgówce. - Jako zarząd ŁZPN wzięliśmy pod uwagę to, że to prawdopodobnie jedyny ratunek dla seniorskiej piłki w Bełchatowie - mówi Adam Kaźmierczak, prezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej. - Jest szansa, by zapewnić solidne wsparcie i mam nadzieję, że GKS się odbuduje. Syndyk wycenia majątek GKS Takie rozwiązania oznacza jednak, że będzie bardzo trudno wierzycielom odzyskać pieniądze. A te według informacji z końca roku wynoszą ponad 7 mln zł. W tym 3,5 mln zł to zaległości wobec ZUS i Urzędu Skarbowego. Reszta wobec różnych firm, osób fizycznych, w tym piłkarzy, pracowników i trenerów. Jedyna szansa na odzyskanie chociaż części długu, to postepowanie upadłościowe prowadzone przez syndyka. - Dokonał już wyceny majątku i będzie go sprzedawał. To prawo do herbu, meble, samochody, wyposażenie szatni czy sprzęt sportowy. To, co zostało po spółce GKS nie wystarczy na pokrycie roszczeń - przyznaje prezes Kaźmierczak. - Piłkarze, pracownicy klubu są mogą czuć się pominięci, bo każdy powinien być wynagrodzony za pracę. Trener GKS wie, że nie odzyska złotówki Kamil Socha, ostatni trener GKS Bełchatów (zespół wycofał się z drugiej ligi po 22. kolejce) nie ma złudzeń. Wobec niego klub ma dwumiesięczne zaległości. - Nic nam trenerom, pracownikom czy piłkarzom nie uda się odzyskać. W związku z prawem upadłościowym jesteśmy na szarym końcu w kolejności spłacania zobowiązań - podkreśla. - Klub właściwie nie ma majątku, dzięki którem można by odzyskać pieniądze. Jestem bardzo rozżalony, a moja sytuacja jest trudna. Zalega mi nie tylko GKS Bełchatów, ale także Bytovia. A mam na utrzymaniu rodzinę i dom. Jako trener w Bełchatowie nie tylko nie zarabiałem, ale jeszcze dokładałam, bo musiałem za coś żyć. Szkoleniowiec dziwi się, jak to możliwe, że jeden klub upadł, a drugi, który był do tej pory w okręgówce (rezerwy GKS) w nagrodę dostał awans do czwartej ligi. - Zupełnie tego nie rozumiem i trzeba z tym skończyć. GKS zapewne by spadł do trzeciej ligi. Karą za pozbycie się milionowych długów, jest tylko spadek o jedną ligę? W dwa lata może być znów w drugiej lidze, bez żadnych zobowiązań - podkreśla Socha. - Kiedy Unia Skierniewice, w której grałem zbankrutowała, nie szukaliśmy takich wyjść, tylko zaczęliśmy od samego dołu. Stare chłopy z czterdziestką na karku grały w B-Klasie i A-Klasie. Odbudowaliśmy Unię i teraz jest solidnym trzecioligowcem.