Przez ostatnie pięć lat Real Madryt przygotowywał się do sezonu w austriackim Irdning. Dla potrzeb nowej galaktycznej drużyny z Ronaldo, Kaką i Benzemą zmieniono miejsce na oddalone o 20 km od Dublina Maynooth. Piłkarze znowu mieszkają w pokojach jednoosobowych - tak było w czasach galaktycznych I, co potem zmienił Bernd Schuster uznając, że zagraża to integracji w drużynie. W Irlandii graczy Realu oddziela od świata armia ochroniarzy. Na dystansie 200 metrów są trzy kontrole dla dziennikarzy, którzy przybywają na konferencje prasowe. Reporter "El Pais" opisuje, że barczyści jegomoście zaglądali mu do bagażnika, a nawet walizek, by sprawdzić, czy nie przemyca kolegi po fachu bez akredytacji. W każdych drzwiach, przy windach stoją dwaj wynajęci faceci. Wydawałoby się, że mysz się nie prześlizgnie. A jednak. Przez kilka dni szlak, którym piłkarze szli na trening otaczało ogrodzenie ustawione trzy metry od drogi. Mimo to Arjen Robben zdołał pogadać z jedną z zagranicznych stacji telewizyjnych, więc odległość powiększono do metrów dziewięciu. Niedogodności pokrywa uśmiech nowego trenera Manuela Pellegriniego, który w odróżnieniu od Schustera jest wyrozumiały i uprzejmy dla wszystkich. Ponoć to jednak jego decyzja, by piłkarze trenowali przede wszystkim przy drzwiach zamkniętych (trzy razy dziennie). Dziennikarze nie bardzo chcą w to wierzyć, bo podczas okresu przygotowawczego w Villarrealu nie robił tego nigdy. Prezes Florentino Perez długo myślał nad tym, w jaki sposób obrzydzić życie paparazzim, szykującym się na wielkie łowy w jego klubie. Złe doświadczenia z pierwszej kadencji (2000-2006) sprawiły, że po konsultacjach z dyrektorem generalnym Jorge Valdano postanowił wprowadzić bardzo wysokie kary za łamanie klubowej dyscypliny. Piłkarz ma prawo wyjść do dyskoteki, czy nocnego klubu po meczu, lub w dniu wolnym. Gdyby został tam przyłapany innego dnia, zapłaci 100 tys euro kary. To ma być straszak nawet na Cristiano Ronaldo, który będzie zarabiał co roku 13 mln euro. Nikt nie ma wątpliwości, że to transfery Ronado i Kaki (Brazylijczyka jeszcze w Irlandii nie ma) zmieniły przygotowania Realu do tego stopnia, że przypominają manewry wojsk NATO. Być może te zabiegi, nie wynikają wyłącznie z konieczności. Może szefowie klubu chcą przekonać także samych graczy, że w maleńkim irlandzkim miasteczku dzieje się coś w historii futbolu bez precedensu. Nadzwyczajne rygory wytwarzają wokół drużyny aurę tajemniczości - za murem dzieją się rzeczy wielkie, do których dostęp ma wyłącznie garstka wybrańców. Zobaczymy jak podziała to na piłkarzy, którzy są młodymi ludźmi marzącymi raczej o poklasku i sławie, niż izolacji od świata. Na dłuższą metę może to być dla nich trudne. Ja przypominam sobie pierwszą wyprawę do Madrytu zaledwie 9 lat temu. W starej Ciudad Deportiva, którą Perez sprzedał potem miastu za 300 mln euro, czekaliśmy na piłkarzy po każdym treningu. Udzielali wywiadów na parkingu, trybunach i w kilku skromnych salkach budynku, gdzie mieściły się szatnie. Raulowi, Roberto Carlosowi, Morientesowi, McManamanowi, Redondo, Savio nie przeszkodziło to sięgnąć po triumf w Champions League. Dziś plany są w zasadzie te same, ale środki już zupełnie innej generacji. W twierdzę zmienia się jednak nie tylko klub z Madrytu, w twierdzę zmienia się cały futbol. Każdy szanujący się piłkarz spędza dziś czas w towarzystwie ochrony, jak najdalej od kibiców wielbiących go do szaleństwa. ZOBACZ INNE TEKSTY DARKA WOŁOWSKIEGO NA ŁAMACH JEGO BLOGU