Wydatki na transfery, jakie poniósł Lech, zaczynają się zwracać. Do tego "Kolejorz" ma fachowca na ławce trenerskiej i to wszystko procentuje. Drużyna gra szybko, z polotem, atakuje żywiołowo, a jak się uprze, to i broni skutecznie. Tak było w niedzielę w Krakowie. Maciej Skorża na pewno marzy o tak szerokiej kadrze, jaką ma Lech, ale na razie musi sobie radzić z tym, co ma. W środę rusza z drużyną na starcie z Tottenhamem. Problemem może być obsada bramki, bo Mariusza Pawełek jest w kiepskiej formie. Dzisiaj przeżył swoją czarną niedzielę. Poznaniacy nie mogli sobie wymarzyć lepszego otwarcia tego meczu. W osiem minut Lech dwukrotnie posłał "na kolana" Wisłę. Zanim sędzia dał znak na przerwę, trzeciego gola po koszmarnym błędzie Mariusza Pawełka strzelił Tomasz Bandrowski i wydawało się, że Wisła leży na deskach. Ale w II połowie "Biała Gwiazda" powstała z kolan i zmusiła rywala do często rozpaczliwej obrony. W 5. min, w pozornie niegroźnej sytuacji z autu wrzucił piłkę Grzegorz Wojtkowiak, przedłużył ją Sławomir Peszko, a Rafał Murawski uderzył z woleja pod poprzeczkę. Inna rzecz, że Pawełek ułatwił zadanie "Murasiowi" - stał zbyt daleko od bramki i nie sięgnął lecącej nad nim piłki. Wiślacy chcieli się szybko odgryźć. Sęk w tym, że nie byli w stanie sforsować znakomicie ustawionego środka drugiej linii "Kolejorza". Wracający do składu po kontuzji Radosław Sobolewski razem z Rafałem Boguskim robili, co mogli, ale świetną partię rozgrywał Murawski, wspomagany dzielnie przez Tomasza Bandrowskiego i Dmitrija Injacia. Po ośmiu minutach 800 kibiców z Poznania szalało z radości po raz drugi. Po faulu Arkadiusza Głowackiego na Robercie Lewandowskim olbrzymie szczęście miał wykonawca rzutu wolnego Semir Stilić. Uderzył z lewej nogi, a Pawełek pewnie by to obronił, gdyby nie podwójny rykoszet - najpierw piłkę kolanem odbił Mauro Cantoro, a później w przeciwnym kierunku skierował ją Lewandowski i to jemu powinna być uznana ta bramka. W I połowie gospodarzom udało się tylko dwa razy dojść do piłki w polu karnym Lecha, ale Krzysztof Kotorowski nie musiał się nawet wysilać. W 23. min wyręczył go Manuel Arboleda, który zablokował strzał Boguskiego. 12 minut później Pawła Brożka zatrzymał z kolei Zlatko Tanevski. Później przeważała Wisła, ale kontry Lecha były groźne. W jednej, po strzale Peszki, dobrze spisał się Pawełek. W drugiej, po akcji Bandrowskiego i po w sumie prostym strzale (w środek bramki) "Mario" popełnił koszmarny błąd. Przepuścił piłkę między rękoma i nie dogonił jej, gdy zmierzała do siatki. Na II połowę wiślacy wyszli zmobilizowani. Chcieli odrobić straty i dobrze zaczęli. Po akcji środkiem Sobolewski zagrał na prawo do nieobstawionego Boguskiego, który strzałem w krótki róg pokonał Kotorowskiego. Wydawało się, że krakowianie pójdą za ciosem. Lech jednak nie zamierzał czekać. Injać zagrał prostopadle do Lewandowskiego, który idealnie wyczekał, by nie spalić. Później w sytuacji sam na sam Robert zachował się jak na snajpera przystało - posłał piłkę do bramki obok Pawełka. Franciszek Smuda szalał z radości. W ten sposób zrewanżował się Wiśle za porażkę 2:4 z minionego sezonu. W sumie dobrze się stało, że Wisła i Lech trafiły na siebie w próbie generalnej przed walką o fazę grupową Pucharu UEFA. "Kolejorz" nabrał pewności siebie przed starciem z Austrią Wiedeń. A Wisła? Będzie musiała się zrehabilitować na White Heart Lane w Londynie. Michał Białoński, Kraków Wisła Kraków - Lech Poznań 1:4 (0:3) Bramki: 0:1 Murawski (5.), 0:2 Stilić (8.), 0:3 Bandrowski (41.), 1:3 Boguski (51), 1:4 Lewandowski (58) Wisła Kraków: Mariusz Pawełek - Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki (46. Peter Singlar), Cleber , Junior Diaz - Wojciech Łobodziński (46. Tomas Jirsak), Radosław Sobolewski, Mauro Cantoro (70. Andrzej Niedzielan), Marek Zieńczuk - Paweł Brożek, Rafał Boguski. Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Grzegorz Wojtkowiak, Zlatko Tanevski, Manuel Arboleda, Luis Henriquez (17. Jakub Wilk) - Sławomir Peszko (65. Hernan Rengifo), Rafał Murawski, Tomasz Bandrowski, Semir Stilić (80. Piotr Reiss), Dimitrije Injać - Robert Lewandowski. Sędziował: Robert Małek (Zabrze). Żółte kartki: Arkadiusz Głowacki; Sławomir Peszko. Widzów: 15 000.