"O wygranej Justyny dowiedzieliśmy się tuż przed walką o brązowy medal z Amerykankami. Ogłosił to spiker i uznaliśmy to za dobry omen i dodatkowy bodziec" - przyznała trenerka Ewa Białkowska. Polki w składzie Luiza Złotkowska, Katarzyny - Bachleda-Curuś i Woźniak oraz rezerwowa Natalia Czerwonka zwyciężyły w finale B i mogły cieszyć się z brązowego krążka. "Niewiele było pewnie osób, które wierzyło w nas nawet w półfinale z Japonkami. My wprawdzie przegrałyśmy, ale zrobiłyśmy drugi czas, dlatego nam łatwiej było w to wszystko uwierzyć" - oceniła najbardziej doświadczona z nich Bachleda-Curuś, znana także pod panieńskim nazwiskiem Wójcicka. Właśnie takie niedowierzanie i zaskoczenie było, według niej, ich głównym atutem. "Łatwiej jest chyba atakować. Wychodzić z pozycji może nie ostatniej, ale takiej, gdzie nikt się niczego nie spodziewał. Myśmy nie miały nic do stracenia. Trzeba było przejechać "w trupa". Tak postąpiłyśmy w pierwszym biegu. Wyszło super. Potem trzeba było tylko to powtórzyć. Wydaje mi się, że ciężej jest się bronić, tak jak to Niemki miały za zadanie. Kanadyjki też nie wytrzymały presji i zlekceważyły Amerykanki, startujące z nimi w ćwierćfinałach" - powiedziała Bachleda-Curuś. Jednocześnie zaznaczyła, że sukces nie wziął się z powietrza. "To efekt czterech lat pracy. Nie można tutaj powiedzieć, że zrobiłyśmy to w rok, czy miesiąc. Zaowocowało, że po igrzyskach w Turynie została stworzona grupa kobiet" - uważa. Trenerka Ewa Białkowska przyznała, że już sama kwalifikacja do olimpiady była niemałym sukcesem. "Znalazłyśmy się już w gronie ośmiu najlepszych. To było już +coś+" - powiedziała. Polskie panczenistki sięgnęły w Richmond po brązowy medal olimpijski. W finale B pokonały Amerykanki. Wygrały Niemki przed Japonkami. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polki wspaniale! Szybsze od USA! Jest medal! Pół wieku czekaliśmy na medal panczenistek Polski dzień w Vancouver! "Na igrzyskach dzieją się dziwne rzeczy" Tajemnica sukcesu polskich panczenistek