Wszelkie wątpliwości rozwiewa wiceprezydent Rybnika, który m.in. odpowiada za sport, Piotr Masłowski. - To nie jest kwestia takiej czy innej postawy, a kwestia pieniędzy. To jest tak jak z budżetem domowym, jeżeli mamy odłożone pieniądze na kurtkę zimową dla dziecka, to te pieniądze są przeznaczone na konkretny zakup, a nie damy mu już na dodatkowe zajęcia. Sytuacja z powodu pandemii koronawirusa i innych kwestii związanych z finansami samorządu zmusza nas do bardzo trudnych decyzji. Dofinansowanie zadań zleconych przez rząd np. oświaty, to u nas dopłata z budżetu miasta 56 mln zł, to tylko jeden z wielu przykładów uszczuplenia budżetów samorządów. Żeby zbilansować budżet na tym etapie, nie jesteśmy w stanie zagwarantować pieniędzy nie tylko na sport, ale i na działania w obszarze kultury czy rekreacji, promocji miasta i wielu innych obszarów. Te cięcia są o wiele szersze i dotyczą nie tylko sportu, ale także innych organizacji pozarządowych, pomocy przedszkolnych, dodatków motywacyjnych dla nauczycieli. To nie jest tak, że sport jest jakoś wyjątkowo pokrzywdzony. To nie jest kwestia dobrej czy złe woli, ale taka jest matematyka - tłumaczy nam wiceprezydent miasta. Kluby ze swojej strony robią, co mogą, by wpłynąć na władze. Doszło już do spotkania z Piotrem Masłowskim, ale niewiele z tego wynikło. Stosowne listy do magistratu piszą rodzice grający w Ekstralidze piłkarek TS ROW czy rodzice rybnickich koszykarek. Klubowi działacze martwią się przede wszystkim sportem tych najmłodszych. Bez jakiegokolwiek wsparcia może być trudno o utrzymanie wielu dziecięcych i młodzieżowych zespołów, których w Rybniku nie brakuje. - W projekcie budżetu na sport pieniędzy nie będzie i ten apel klubów sportowych będzie nieskuteczny, nad czym ubolewam, bo z jasnych powodów chciałbym mieć takie środki. Raz, że lubię sport, a dwa to, też gdzieś tam amatorsko go uprawiam. Natomiast cudów nie ma... - rozkłada ręce wiceprezydent Masłowski. W tej sytuacji ostatnią deską ratunku klubowych działaczy jest przekonanie radnych do swoich racji. Być może się uda, bo przecież w wielu innych miastach województwa śląskiego magistraty na potęgę wspomagają swoje kluby. I nie chodzi tylko o sport tych najmłodszych, a ten kwalifikowany, zawodowy. Piast Gliwice nie byłby w zeszłym roku piłkarskim mistrzem Polski, gdyby nie wieloletnie wsparcie magistratu, który jest właścicielem klubu. Podobnie jest z Górnikiem Zabrze, Podbeskidziem Bielsko-Biała, GKS Tychy i Zagłębiem Sosnowiec. Jak będzie w Rybniku, przekonamy się w najbliższych tygodniach. Michał Zichlarz