- Był to mecz, który rozegrałem w bardzo miłej atmosferze. Dziękuję kibicom za ciepłe przyjęcie i prezenty. Był to mój pierwszy mecz przeciwko Lechii. Z jednej strony cieszę się, że jesteśmy dalej w Remes Pucharze Polski, bo ciężko strzela się bramki swojej byłej drużynie, ale przecież pierwsza drużyna Lechii dalej gra w pucharze i fajnie było by spotkać się z nią w finale Remes Pucharu Polski. O tym, że ciężko się strzela byłemu zespołowi mogliśmy się dobitnie przekonać. Zieniu kilka razy próbował strzelać na Traugutta, ale piłka nijak nie mogła trafić do bramki. - Ostatnio nie chce mi nic wpaść do siatki, ale też nie napinam się, aby strzelić na siłę. Cieszę się z asysty przy bramce Pawła Brożka. Paweł wszedł z Tomasem i od razu zaskoczyło to co nam nie wychodziło przez cały mecz. W pierwszej połowie wiślacy stworzyli sobie kilkanaście dogodnych sytuacji, mimo to do przerwy rezultat był bezbramkowy. - Nie wiem czemu nie mogliśmy nic strzelić. Chcieliśmy pokonać bramkarza, ale miał dużo szczęścia. Wiele piłek było wybijanych i przez to mecz był atrakcyjniejszy. Mimo strzeleckiej niemocy piłkarze Wisły ani przez chwilę nie martwili się, że losy spotkania może rozstrzygać dogrywka. - My jednak stwarzaliśmy sytuacje, a pod naszą bramką nie było żadnego zagrożenia, więc się nie baliśmy, nie było nerwowości. Mogliśmy dużo wcześniej strzelić te bramki i mecz byłby spokojny, Tomek i Paweł nie musieliby wchodzić na boisko. Wisła wraca do Krakowa z dwiema wygranymi z rzędu. Wydaje się, że o kryzysie w meczu z Lechem nikt w drużynie już nie pamięta. - Powiedzieliśmy sobie, że zapominamy o tamtym spotkaniu, nie chcemy go wspominać, bo oprócz tego, że zagraliśmy najsłabszy mecz, to zagraliśmy też trochę nieszczęśliwie. Cieszymy się z ostatnich wygranych, bo wiadomo, że atmosfera jest lepsza i wraca też większa pewność siebie. Chcemy jak najszybciej wrócić do domu i jak najlepiej przygotować się do meczu z Arką.