Przybytek, który pływa z załogantem Pawłem Kołodzińskim, po raz ostatni żeglował w połowie marca na Majorce. "Przygotowywaliśmy się wówczas do zawodów Pucharu Europy o Trofeum Księżniczki Zofii. Impreza została jednak odwołana, a my musieliśmy wracać do kraju. Po powrocie odbyliśmy 14-dniową kwarantannę i od tego czasu siedzimy w domu. Natomiast w regatowym ściganiu uczestniczyliśmy w połowie lutego w australijskim Geelong, gdzie odbyły się mistrzostwa świata" - przypomniał. Reprezentant AZS AWFiS Gdańsk nie ukrywa, że zapowiedź otwarcia Ośrodków Przygotowań Olimpijskich, w których mieliby trenować na zgrupowaniach czołowi sportowcy, nie jest dla żeglarzy szczególnie wyczekiwaną wiadomością. "Wiemy, że jest taki pomysł, ale konkretów nie znamy. Akurat naszej sytuacji to nie rozwiązuje. Najbliżej nas znajduje się COS Cetniewo we Władysławowie, z którego i tak musielibyśmy dojeżdżać do mariny do Pucka. Dla nas lepszym rozwiązaniem byłaby możliwość korzystania z bazy w Górkach Zachodnich w Gdańsku. Poza tym infrastruktura tych ośrodków nie jest nam niezbędna. Najważniejsza jest możliwość żeglowania, a żeby pływać nie musimy być skoszarowani" - wyjaśnił. 31-letni sternik zapewnia, że w Polsce można już trenować na wodzie. "Oczywiście nie w takim wymiarze, jak chociażby w Hiszpanii, gdzie o tej porze roku ćwiczymy przez cztery godziny. U nas największym problemem jest jeszcze dość zimna woda, ale godzinny trening spokojnie możemy przeprowadzić. Na razie jest jednak bardzo wiele niewiadomych. Wszystkie najbliższe regaty, łącznie z mistrzostwami Europy, zostały odwołane. Niewykluczone, że w ogóle nie odbędą się żadne zawody i cały sezon trzeba będzie spisać na straty" - dodał. Przybytek nie ukrywa, że od dawna nie miał okazji tak długo przebywać w domu. Na zgrupowaniach i regatach spędzał bowiem około 200-220 dni w roku. "Taki wyjazdowy rytm towarzyszył mi od 12 lat. Zdołałem się jednak odnaleźć się w tych nietypowych dla mnie okolicznościach. Wykonuję rzeczy, na które do tej pory brakowało mi czasu. Z żoną sporo gramy w planszówki, posegregowaliśmy również zdjęcia. Ponadto Polski Związek Żeglarski prowadzi szkolenia w internecie, zatem nie nudzę się" - powiedział. Dwukrotny olimpijczyk we własnym zakresie stara się dbać o formę fizyczną. "Stworzyłem w domu minisiłownię. Ćwiczę na rowerze stacjonarnym i ergometrze, mam też do dyspozycji ciężarki. Nasz sport nie jest jednak oparty na sile i wytrzymałości. To jedne ze składowych, ale najważniejsze jest opływanie" - podkreślił. W utrzymaniu odpowiedniej dyspozycji pomaga mu także pies, którego małżeństwo Przybytków adoptowało rok temu. "To była inicjatywa żony, która jest zakochana w zwierzętach. Zobaczyła w internecie, że znaleziono psa, który, żeby nie trafić do schroniska, znalazł się w tymczasowym domu. Małżonka pojechała po niego pod Warszawę i przywiozła do Gdańska. To mieszanka rasy welsh corgi pembroke, której od lat miłośniczką jest królowa brytyjska Elżbieta II, z małym wilczurem. I Korgi, bo tak go nazwaliśmy, dawał mi też pewne alibi. Kiedy były większe obostrzenia mogłem spokojnie biegać z nim po osiedlu. Teraz również cały czas wychodzimy razem na spacery" - stwierdził. Wielokrotny mistrz Polski nie ukrywa, że miał pewne opory przed przyjęciem czworonoga pod swój dach. Wynikało to nie tylko z tego, że często nie ma go w domu. "Wzięliśmy Korgiego, kiedy miał około ośmiu-dziewięciu miesięcy. Akurat wprowadziliśmy się do nowego mieszkania i była obawa, że szczeniak może dokonać w nim małego spustoszenia. Tymczasem nic nie zniszczył i niczego nie pogryzł. Wcześniej nie miałem większego doświadczenia z psami, ale teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia" - podsumował. Autor: Marcin Domański md/ krys/