Trener Tomasz Kryk wzniósł polskie kajakarstwo na absolutnie światowy poziom. Znakomity szkoleniowiec wraz ze swoimi podopiecznymi nieprzerwanie, od lat, przywozi medale z najważniejszych imprez sportowych na świecie. A przy tym ma odwagę, popartą wynikami, aby wypowiedzieć głośno niepopularne kwestie, które nie każdy miałby śmiałość wysłać w świat. Tak było przed niespełna dwoma lata na igrzyskach olimpijskich w Tokio, które relacjonował wysłannik Interii. Po srebrnym medalu kobiecej dwójki i historycznym, brązowym czwórki, wypowiedział do polskich dziennikarzy słowa, które w mig znalazły się we wszystkich mediach i serwisach. Szkoleniowiec wprost zaapelował do władz rodzimego sportu, aby nie pozwalały na bylejakość. I w obszernej rozmowie przykładami sypał jak z rękawa, a jakże, ze swojego ogródka. Tomasz Kryk o startach Rosjan i Białorusinów. Agnieszka Kobus-Zawojska kontruje trenera Za słowami cały czas idzie ciężka praca, która sprawia, iż mimo obiektywnych trudności, jak w sytuacji zmiany składu osady, sukcesy nadal sypią się niczym z rogu obfitości. W minionym roku spełniło się wielkie marzenie Kryka, osady K-2 i K-4 na 500 m zostały mistrzyniami świata, a poza tym kadra wywalczyła trzy złote medale mistrzostw Europy. CZYTAJ TEŻ: Tomasz Kryk: Jesteśmy sportową budżetówką. Cieszymy się z tego, co mamy W niedzielę Kryk również zabrał głos, lecz tym razem temat był zgoła inny. W programie "7 dni sport" na antenie TVP Sport debatowano na temat występu sportowców z Rosji i Białorusi na przyszłorocznych igrzyskach w Paryżu. Temat jest bardzo gorący, trwa oczekiwanie na ostateczne stanowisko MKOl, które najbardziej może uspokoić nastroje oraz wykluczyć najbardziej radykalne scenariusze ze strony wielu państw, w tym także Polski, dopuszczającej wariant o zbojkotowaniu najważniejszej imprezy sportowej świata. - Pewnie znajdą się zawsze obrońcy, ludzie, którzy tłumaczą, ale to może przypadek każdego sportowca powinniśmy rozpatrzeć indywidualnie. Jako trener moich zawodniczek też nie chciałbym, żeby kiedyś z jakichś przyczyn politycznych czy takich a nie innych reakcji moich władz w Polsce, ktoś mnie wykluczył z rywalizacji. Uważam, że to mój zawód i moich zawodniczek. A tym bardziej kariera w sporcie ogranicza się do 10-15 lat. Biznesmenem czy dziennikarzem można być do emerytury, do 65. roku życia czy jeszcze trochę dłużej. Sportowiec, niestety, ma dosyć te widełki wąskie, igrzyska są raz na cztery lata. I chociażby Tokio pokazało, że wiele karier, przez jeden rok, się skończyło - przedstawił swój punkt widzenia trener Kryk w programie "7 dni sport". Na słowa szkoleniowca zareagowała z wyraźnym niesmakiem obecna w gronie dyskutantów Agnieszka Kobus-Zawojska. - Nie zgodzę się z Tomaszem Krykiem, który mówi, że dla niego to nie ma znaczenia czy startują rosyjscy i białoruscy sportowcy - od tego zdania rozpoczęła nasza 32-letnia multimedalistka. Prowadzący red. Piotr Sobczyński wtrącił, że to może być rodzaj empatii i próba wejścia w uczucia sportowców, ale Kobus-Zawojska sięgnęła po konkretny przykład. - Moja koleżanka, która przegrała medal w Rio de Janeiro ma takie uczucia, że teraz mieszka w Kijowie w szpitalu, bo jej mąż, Białorusin walczący dla Ukrainy, został postrzelony. I ona mi pisze, że nie myślą o sportowych przygotowaniach, bo na dziś Paweł nie może ruszać ręką i trzymać kubka. Więc jaka empatia? Nie ma empatii w tym przypadku. Ona mieszkała u mnie, zginął jej przyjaciółki mąż, ja to wszystko z nimi przeżywałam, dlatego personalnie się z tym nie zgodzę. Oczywiście racja jest w tym, że sportowe życie jest krótkie, dlatego mam serce do naszych sportowców, wiedząc, że dla niektórych to mogą być ostatnie igrzyska. Jednak zdecydowanie uważam, że to nie oni powinni ponosić odpowiedzialność, tylko szef MKOl Thomas Bach. On powinien powiedzieć "nie" dla Rosji i Białorusi - podkreśliła srebrna i brązowa medalistka igrzysk olimpijskich, a także mistrzyni świata i Europy.