Rosja nie chce wydać Anglikom Ługowoja, bo był to przecież mord na zlecenie, a nie jakieś tam pospolite przestępstwo. Izrael nie chce nam wydać Gąsiorowskiego, bo ten jest Żydem. Brazylia nie wydała Anglii niejakiego Biggsa (choć ukradł, na dzisiejsze, w napadzie stulecia ze sto milionów dolarów), bo zapłodnił tamtejszą obywatelkę i tym samym zasłużył na urzędową ochronę. Listę tych prawniczych paradoksów i nazwisk można mnożyć i mnożyć, ale nic to nie da. Żyjemy w czasach, gdy przestępcy bądź ludzie podejrzewani o przestępstwo są pod państwową ochroną. Byleby nie chodziło o kilo kiełbasy albo samochodowe radio - wtedy nie ma przebacz! Do pudła! Bo jak kraść to miliony, a jak kochać - to dziewice. Sprawa Mazura ma jednak pewne pozytywne przesłanie. Skoro na sądową sprawiedliwość liczyć nie sposób, Państwa wykształciły inny sposób dochodzenia do słuszności, oczywiście tylko względem cudzych obywateli. Sposób ten znany jest z Bonda, chodzi mianowicie o "licencję na zabijanie". Otóż tak jak zapewne dostał rozkaz Ługowoj, żeby zlikwidować Litwinienkę, jak Mossad dostał rozkaz by porwać a potem powiesić Eichmanna, tak i kiedyś jakiś polski oficer dostanie być może zadanie: "Zabić Mazura". Po co? Ano żeby każdy wiedział, że strzelanie do polskich policjantów, i w ogóle do ludzi nie kalkuluje się, nawet w żartach. A uciec nie ma dokąd, bo zostanie się znalezionym nawet w mysiej dziurze, w miseczce z ryżem... Jeżeli o mnie chodzi - z przestępcami i zdrajcami od wieków jest tylko jeden sposób postępowania. Najpierw strzelać, potem pytać. Paweł Zarzeczny