Niemcy nie mają zresztą przesadnego poczucia humoru (znacie jakiegoś tamtejszego komika, bo ja nie). Polska jest takim dosyć pechowym krajem, który najpierw panoszył się na Wschodzie, na Dzikich Polach (stąd te nasze mongolskie rysy i umysły), a następnie, z woli Ziutka Słoneczko, przerzucony został na Zachód. W szkołach tłumaczono nam, że to nasze prapolskie tereny, ten Śląsk i Mazury, ten Wrocław i Szczecin, więc biedy nie będzie. Niestety, gołym okiem widać, że bieda już jest i że zaraz pójdą w ruch słupy graniczne... A znając przewrotność Polaków: na zadane w kolejnym plebiscycie pytanie, jakiego wolą orła, odpowiedzą jak niegdyś tyczkarz Kozakiewicz: czarnego, bo więcej płaci... Prusacy mają rację domagając się swoich ziem, tak jak my tęsknimy za Ukrainą (hej, hej, serce płacze, już Cię więcej nie zobaczę!). Tyle że my możemy Rosji z Ukrainą nagwizdać, a Niemcy mogą nas kupić w skarpetkach, co aby zobaczyć wystarczy szerzej otworzyć okno. Czas najwyższy się z tym pogodzić, ale... zawsze przychodzi kara za grzechy. Nasz główny Święty, znaczy się Święty Wojciech, chrystianizację Polski (jakieś tysiąc lat temu) zaczął od mordowania pogan, zwanych dawniej nomen omen Prusami (tylko nie wmawiajcie mi, że piszę że Wojciech mordował, a skąd, on tylko nawracał!). Nasz najlepszy piłkarz nożny Smolarek Euzebiusz gra w klubie Borussia - dokładnie znaczy to PRUSY, Bo-Russia... Tak, problem rzeczywiście istnieje, choć wypierają się go jeszcze politycy, tak jak ten brzydal Łyżwiński jeszcze brzydszej kochanki. I problem ten trzeba rozwiązać. Po polsku, czyli ustąpić. Rację miał chyba Napoleon, kiedy malując mapę Europy przypisał nam we władanie jedynie Księstwo Mazowieckie. My się oczywiście możemy stawiać (i będziemy). Możemy jednocześnie walczyć z Rosją i Niemcami, z Żydami (też o utracone majątki) i ze światem Islamu (właśnie ruszamy przecież na podbój Afganistanu, więc za chwilę Afganistan przyjdzie i do nas). Polak nie pęka! Ale też dobrze wie, po co jest ostatni nabój - nie dla wroga bynajmniej. Możemy oczywiście lawirować, na przykład zamiast Mazur oddać Niemcom na początek Stefana Moellera (jestem za), a w zamian zażądać Podolskiego i Klose (tego drugiego jednak jak nauczy się hymnu Marii Konopnickiej: Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił - to o nim chyba pisała...). Ale to tylko odwlecze sytuacja na chwilę, na jedną kadencję, na jedną prezydencję... Tak myślę tylko, gdzie wtedy mielibyśmy się podziać, bo przecież mamy tylko kilka samolotów i żadnego przyjaznego kraju na Ziemi. No jak to gdzie? W Niebie! Tylko kogo tam spotkamy? Świętego Wojtka czy jednak znów tych Prusaków... Paweł Zarzeczny