Niestety, Rydz zamiast wojować czmychnął wkrótce do Rumunii, co nasi wrogowie kwitowali już w czas okupacji prześmiewczym i podłym w gruncie rzeczy wierszykiem: "Śmigły Rydz nie nauczył was nic, Hitler złoty nauczy was roboty!" (była też wersja folksdojczowska - zamiast "was" mówiono "nas"). Lecz pędzę już do tak zwanego meritum, czyli do rzeczy. Przed wojną wielkie miała Polska skłonności do wojennych parad, harców, a nawet wojenek, o czym świadczyło zdobycie wielu terenów spornych: Wilna, Lwowa, części Górnego Śląska, Zaolzia (do spółki ze wspomnianym Adolfem, hańba), no a potem zdobywaliśmy (no bo nie odzyskiwaliśmy, bądźmy przytomni!) także Wrocław albo Szczecin. I ta wojenna tradycja niestety gdzieś w genach pozostała. Stąd parada wojskowa w Warszawie (ładnie to wyglądało, choć ciężko będzie jadąc na Kasztance zdobyć choćby najłatwiejszy zdaje się do opanowania teren spośród ziem pobliskich - Bornholm). A w finale warszawskiej ceremonii pojawił się też jakiś zawoalowany nie za mocno żal za Wilnem! I stąd chyba również (znaczy z tych bojowych genów) próba zdobycia Białorusi - wczoraj - przez Donalda Tuska i Krzysztofa Putrę. Ich atak samochodami bojowymi został jednak zatrzymany na granicy, co miało jeden pozytywny skutek - zobaczyłem pana Donka bez makijażu, bardziej wydał mi się męski. No, ale i sporo było spraw negatywnych. No bo jak słusznie stwierdził jakiś białoruski rzecznik, to najpierw Polacy (wraz z Unią) ogłosili mnóstwo Białorusinów (w tym wybitnego hokeistę gaspadina Łukaszenkę) personami non grata. To pan Geremek Bronisław (tak, tak!) jako minister spraw zagranicznych wprowadził wschodnim sąsiadom wizy, przez co kontakt nasz z Polonia i Polonii z nami spadł (według szacunków z naszego punktu spotkań, czyli Stadionu X-lecia) aż o 70 procent!. Zatem sami ograniczyliśmy kontakt ze swoimi dawnymi terenami, a wchodząc niebawem do strefy Schengen wschodnia granica stanie się nową "żelazną kurtyną". Dobrze chociaż, że raz jesteśmy po właściwej stronie. Jeśli oczywiście pani Fotyga nie zacznie wojny z Niemcami, do czego najwyraźniej zmierza - hm, w sumie niczego nie ryzykuje, bo na powołanie do armii ma nieodpowiednią płeć i zdaje się również wiek (chyba że powołanie duchowne i jakiś zakon - tu droga otwarta i wskazana). To my, za nią, staniemy się "mięsem armatnim", które ruszy na Berlin, w końcu też słowiański! Bo że jakaś wojna jednak wybuchnie to pewne - za dużo kręci się i lata po świecie tego całego żelastwa. Ale skończę pozytywnie. Przecież - w razie wojny - zawsze możemy się poddać. Tegośmy jeszcze nie próbowali. A szkoda. Wodzowie nie zawsze prowadzą we właściwym kierunku. A taka Białoruś czy Litwa nie jest nam do niczego potrzebna, wystarczy że podwędziliśmy im i spolonizowaliśmy niejakiego Mickiewicza. Tyle że my się nigdy nie poddamy. Bo Śmigły Rydz - nie nauczył nas nic! Paweł Zarzeczny