A tak niedawno siatkarze, szczypiorniści i laskarze - wszyscy w finale mistrzostw świata. I wszystkim im zagrano nieśmiertelne "We are the champions", choć wszystkim - choć niewiele - tak jednak wiele do mistrzostwa zabrakło. Nic to, jakoś przeżyjemy, ale przecież wszyscy pragniemy być najlepsi. Czemu się nie udaje? Niektórzy twierdzą, że to przez nasze cechy narodowe. Mianowicie jesteśmy słabi psychicznie i kiedy trzeba zrobić rozstrzygający ruch - mdlejemy, jak Kordian który chce zabić cara i uwolnić Polskę od tyrana, ale w ostatniej chwili sztylet wypada mu z rąk... Hm, coś w tym chyba jest, bośmy dalej romantycy, rzadko zdolni do jakiegoś konkretnego czynu, a wyłącznie do westchnień. Widać to choćby po Rospudzie. Wystarczyło, że kilkunastu Zielonych wdrapało się na okoliczne drzewa, a cały aparat państwowy nagle zapomniał co zaplanował i zdecydował - budowę obwodnicy przez Augustów. Premier Kaczyński, którego uważam za twardego polityka, też jakby lekko strefił proponując rozstrzygnąć sprawę w lokalnym referendum, umywając ręce - przypominać to może nie co innego jak postawę Piłata (nota bene najlepsza chyba rola w "Pasji" Gibsona, bo jakże życiowa). Ale z tym referendum znów kłopoty, bo że Zieloni nie z Augustowa, toby chcieli głosowania w całej Polsce. A czemu nie w Europie? Albo i w świecie? Sądzę, że lokalne społeczności najlepiej wiedzą co im potrzebne. Na przykład w moim Zalesiu (Dolnym) mamy tak zwane Górki Szymona, czyli unikalne piaszczyste wzgórze otoczone sosnowym lasem, a poniżej wspaniałe stawy, które kuszą kąpielą, jazdą na łyżwach, a zwłaszcza tablicami, że wędkarzowi wolno dziennie złowić tylko 2 karpie, 2 liny i 2 szczupaki. I oto jacyś goście dali gdzie trzeba łapówki, przejęli teren i zaczęli stawiać jakiś obskurny betonowy hotel... Zapewniam, że nasza mikroskopijna społeczność zmusiła ich do ucieczki, hotel rozebrała, a łapowników powsadzała za kratki. Tak, zawierzmy ludziom, że wiedzą czego im we własnej okolicy trzeba najbardziej. Czy Podlasie na pewno zagłosuje za obwodnicą? A może jednak nie? Jak widzę wijącą się wśród lasów prześliczną Rospudę to też mi jej szkoda... Inna rzecz, ze Unia tak się w tej sprawie stawia, a gdzie indziej zaleca betonowanie koryt rzek! No, głupi jestem i tego się trzymajmy. Natomiast nie rozumiem tych ludzi, którzy kupili jakiś spłachetek ziemi na trasie planowanej drogi i mówią - moje, nie pozwalam, co nasuwa najgorsze skojarzenia z naszej anarchiczno-szlacheckiej historii, co to do historii wcale nie odeszła. Oto w Warszawie też mieszka pewien dziadek, który ma na Woli mały domek. I domek ten stoi niemal na środku pewnej arterii komunikacyjnej. I choć dziadkowi zaproponowano kilkanaście innych domków do wybory, na wysiedlenie się nie zgodził. Zatem od ćwierć wieku arteria w pobliżu tego domku zwęża się z 10 metrów do pięciu i skręcać musi nawet tramwaj... I ma Kaczyński rację, że trzeba zważyć racje... Czy ważniejszy dziadek, czy sto tysięcy ludzi stojących tam codziennie w gigantycznym korku? Czy ważniejsze ptaki, czy ludzie? Każdy wybór ograniczy czyjeś prawa, no ale po to mamy rząd, żeby był zdecydowany, a nie pragnął przypodobać się wszystkim, jak niedawno jeszcze pan Kwaśniewski na przykład (wiecie o którego chodzi). Do dzieła trzeba się brać, konkretnie, szybko, a może będziemy wtedy i mistrzami świata w sporcie. A jak jakiś car podniesie na nas rękę - zostanie po prostu polską ręką zabity. Paweł Zarzeczny