Otóż dla sporej grupy turystów z polskimi paszportami urządzono tam bezpłatne wakacje, nazywane jeszcze za poprzedniego przodującego ustroju wczasami pod gruszą... Fakty są bezlitosne.Prezes Listkiewicz w Barsinghausen z żoną, synem młodszym i starszym. Selekcjoner Janas z sympatią, synem, córką i kolejna córką, do tego rodziny połowy piłkarzy i kilka dziewczyn przedstawiających się jako modelki (to takie gwiazdy, które nie lubią tłustego jadła, za to tłuste portfele jak najbardziej). Trudno w takich warunkach o skupienie się na robocie. Jak donoszą mi szpiedzy z Niemiec (zwłaszcza nieoceniony J-23, czyli Kloss) - tylko trzy razy dziennie następuje pełna koncentracja w ośrodku. Rano, żeby zająć miejsce w kolejce do szwedzkiego stołu (oto właśnie to oczekiwane starcie ze Szwecją i to nie w drugiej rundzie, ale już w grupie). W południe - w trakcie konferencji prasowych, na które rada starszych wysyła zawsze jakiegoś piłkarzyka. Reszta siedzi w tym czasie przed telewizorem i przyjmuje zakłady, kto bardziej dokopie pismakom (zanim w czasie meczu narobią w pory...). A z trzecią fazą kulminacji trzeba zaczekać do kolacji. Wtedy to powstają plany jak prysnąć na chwilę do miasta, tyle że nie główną bramą, a przez lasek nieoświetlony... No, ale J-23 siedzi w krzakach i robi zdjęcia. Te wczasy pod gruszą (zwane też wczasami "Pod Grajkiem") mają ten dodatkowy walor, że za nic nie trzeba płacić. Ha, sam bym się na takie wybrał, gdyby nie to, że miewam dość oglądania naszych piłkarzy już po 90 minutach, a co dopiero - przez parę tygodni. Jutro mecz pożegnania, który pewnie wygramy, bo Kostaryka od paru dni też się pakuje i nie w głowie jej futbol. Zresztą tak naprawdę wielu zawodników nie pragnie wcale, żeby trzymać się mundialu jak najdłużej, ale wręcz odwrotnie. Bierze się to ze zwykłej ludzkiej podejrzliwości, którą wywołać strasznie łatwo. Mówi piłkarz na zgrupowaniu (CHYBA KOSTARYKAŃSKI): "Panie trenerze, ale tu mamy waruneczki!". A na to trener: "A Kowalski u ciebie w domu, i też ma waruneczki..." Taaa. No to wygrajmy z tą Kostaryką i wracajmy szczęśliwi do domu. Paweł Zarzeczny, "Dziennik"