Moje związki z tym szpitalem są ścisłe, a moja wdzięczność - bezgraniczna. 11 lat temu, tak jak teraz, miała zaczynać się liga. Wybrałem się na mecz Widzewa do Łodzi, z równie nieatrakcyjnym rywalem po dziś dzień - Zagłębiem Lubin. Ale nudziło mi się w domu. Ponieważ nudziło się i żonie, w 7 miesiącu ciąży, zabrałem ją ze sobą... Mecz pamiętam do dziś, bo doszło w nim do zabawnej sytuacji. Mianowicie ktoś z Lubina doznał kontuzji i zszedł za linię boczną, a trener dokonał zmiany. Ba, ale kontuzjowany poczuł się lepiej i wrócił na plac. I tak jakieś pół godzinki grało 12 na 11 - bo już wtedy sędziowie byli ślepi. No, a po meczu, jak rasowy reporter udałem się z zawodnikami miejscowych na browar i żeberka. Skończyliśmy koło północy i udałem się w umówione miejsce po staruszkę. Okazało się - że rodzi! To co było później, zdarza się tylko w filmach. Karetka po minucie. Dojazd do Matki Polki - w 10 minut. Poród - w pół godziny. Córka ważyła nieco ponad kilogram i w skali apgara najpewniej dostałaby punkty ujemne, gdyby tylko było to możliwe. Jak ją zobaczył mój teść - dostał zawału. Teściowa również. Ja się trzymałem, ale chyba jedynie dlatego, że natychmiast po porodzie rozpocząłem z kolegami pępkowe... Lekarze i położne z Matki Polki w ogóle nie dramatyzowali, tylko zajęli się ratowaniem dziecka. Z oddaniem i za darmo, choć jako warszawiak wychowany w innych okolicznościach przyrody - nieustannie chodziłem z pieniędzmi po gabinetach. Nikt niczego nie chciał, nie żądał, natomiast córka odżywała w oczach. Sale, gabinety, sprzęt - wszystko to miało poziom światowy, a tamtejszy personel znał się na robocie. Finał był szczęśliwy. Z dramatycznego porodu, bez szans, żyje dziś sobie dorosła pannica, której pomogli ludzie bezimienni. Absolutnie za darmo, bo bardzo długa wizyta w tamtejszym szpitalu kosztowała nas jedynie pokazanie książeczki zdrowia ze stemplem ubezpieczenia. Religa chce szpital zamknąć, bo ten ma długi. Trudno, żeby nie miał - lecząc za darmo tysiące dzieciaków i ich matek z całej Polski przez niemal ćwierć wieku. Który mimo marnego rodowodu (bo zafundował go Matkom Polkom Jaruzelski, zapewne żeby odwrócić w stanie wojennym uwagę od zamordowanych Ojców) - stał się wspaniałą medyczną placówką. Z założenia gigantyczną, bo służyć miał ten szpital całej Polsce. I służył. Jak mógł i potrafił. Nie mam kompetencji dostatecznych, by o sprawach służby zdrowia dyskutować z kimkolwiek, albo o finansowaniu szpitali. Ale uważam - podobnie jak premier - że szpitale to nie są sklepy czy fabryki. Że muszą istnieć wyjątki, w których obywatele będą dokładać do najważniejszych placówek, do najbardziej wykształconych lekarzy i pielęgniarek, bo bywają w życiu sytuacje, że nie rachunek ekonomiczny jest najważniejszy, a ludzkie życie. Kochany profesorze! Zamiast likwidować nadzieje, niech pan stara się je ratować. Ja pana o to proszę w imieniu własnego dziecka. Paweł Zarzeczny