To mało przystojny, nieciekawy i totalnie prosty człowiek, który sukcesów wielkich nie ma. W Serbii zrobił mistrzostwo mając za prezesa klubu piosenkarkę (no, każdy z nas by zrobił ten tytuł, była to bowiem dziewczyna gangstera nr 1, Arkana). A w Legii pomógł mu regulamin - góra tabeli nie grała w tym jednym 2002 roku z dołem i nie było komu zgodnie z legijną tradycją meczów sprzedawać. Koniec, kropka. No, ale gość ma już te dwa tytuły, o dwa więcej niż każdy z nas, więc się tak raz za razem gdzieś załapuje - jako trener. Tymczasem szkoleniowiec z niego żaden. Puchar UEFA załatwił mu Mijajlović strzelając gola Grekom chyba plecami (i dlatego nie spudłował...). Na początek swej krakowskiej misji Okuka wysłał na trybuny Pawła Brożka, a sprowadził emeryta Svitlicę (trzecia liga niemiecka, ale i tam by sobie Stanko nawet rekreacyjnie pokopywał, gdyby nie zakaz dla auslanderów) - to tak jakby mężczyzna idący na randkę zaczął od obcięcia sobie jajek! No więc było kwestią czasu, kiedy Dragomir spieprzy to co jeszcze do spieprzenia w tej Wiśle zostało. Zatem i wyrok oczywisty - dyma! Kibice psioczą, że trenerów zmienia się tak często... A jacyż to trenerzy? To goście, którzy potrafią jedynie dilować na wtórnym rynku (bo pierwotny dla Romka Abramowicza i jego kumpli). Właśnie Okuka wyznał, że i teraz zrobiłby mistrzostwo, jakby mu zostawić obecny skład (chyba bez Głowackiego, wariatuńciu?), a dokupić ze trzech gości z górnej półki... Ha, ja też bym to scudetto chyba wywojował, zwłaszcza że znam Wita Żelazko, Listkiewicza i nawet "Fryzjera". Kpina i tyle. Od dawna powtarzam, że nasi trenerzy to zgraja szarlatanów, od których żaden mecz nie zależy - to znaczy w pozytywnym kontekście, bo dać ciała są w stanie zawsze. I mogłoby ich nie być wcale, albo mogliby pracować jako N.N. - zaoszczędziłoby się na pensjach i garniturach. Np. pan Beenhakker mówił mi niedawno, że nie ma po co się uczyć polskiego, bo i tak każdy zawodnik mniej więcej łapie o co chodzi w tym biznesie i co trzeba zrobić - brawo! Czyli do przodu i walić tak, żeby bramkarz nie złapał, a sędzia nie zdążył gwizdnąć. Prosciutto!!! To nawet Jeleń wie to we Francji, choć nie rozumie ani jednego tamtejszego słowa. Więc po co ci trenerzy? Ano z przyzwyczajenia, jak choćby ksiądz po kolędzie... Mnie jest obojętne zupełnie kto sprzeda mi bułki w sklepie, byle były smaczne. Tak samo jest z trenerami - nudziarzami, bajarzami, kanciarzami. Ludźmi, których wynosi przypadek i przypadek pogrąża, jak Okukę. Wszystko jedno kto, znaczenie ma to żadne. Niech milczą. A piłkarze niech grają. A skoro już było coś o bułkach w sklepie - najlepszy tekst jaki niedawno słyszałem, bo musi być przecież i coś dla hecy. Moja sklepowa mówi do klienta (pewna siebie, tłusta i krzepka): - Ja to się nie dam w kaszę dmuchać! Na co klient (cichutki, niepozorniutki, grzeczniutki): - Przepraszam, to znaczy w co nie wolno panią dmuchać? Wracając jeszcze do tych trenerów - dają się dmuchać sami. Wszędzie. Paweł Zarzeczny