Morze tylko dla morsów, Mazury dla samobójców, a w lasach nie ma nawet muchomorów. Niewiele zmienia plan wyjazdu poza granice: w Grecji można być spalonym, w Egipcie zastrzelonym, w Turcji zanudzonym, w Portugalii osieroconym, a w Hiszpanii ogołoconym. Wszelako zawsze jest wyjście. Proponuję Państwu wyjazd w Bieszczady. To znaczy wyjazd - to może zbyt wiele powiedziane. Pociąg z Warszawy do Zagórza, raptem paręset kilometrów, to wyprawa co najmniej kilkunastogodzinna - szybciej naprawdę pójdzie wam pieszo! Za to na miejscu - każde cierpienie okolica wynagrodzi. Primo - góry są tam takie, że wspinają się na te najwyższe nawet - Caryńską i Tarnicę - nawet czteroletnie dzieci, pod opieką oczywiście rodziców, w komplecie wyglądających na studentów geologii (dlatego na geologii nigdzie w Polsce nie ma zajętych wszystkich miejsc - studenci w górach!). Pensjonatów nabudowano tam w bród, z takimi atrakcjami jak konie huculskie, daniele i sarny w obejściach, ryby w strumieniach które dają się łapać w dłonie, i mnóstwo jagód na połoninach... Pogoda murowana, to zawsze najcieplejszy region Polski, w końcu najbliższy południa. A jednocześnie dobra szkoła życia, na przykład oglądanie zniszczonych wsi ukraińskich każe się zastanowić, czy naprawdę żyjemy akurat w państwie totalitarnym, czy też komuś totalnie coś się w łepetynie pochrzaniło... A jednocześnie Bieszczady pozostały piękne i dzikie, puste, niezadeptane, tanie. I nawet jeżeli jesteś najbardziej znanym gościem - nie ma najmniejszych obaw, że w krzakach czyha na ciebie jakiś paparazzi. Już prędzej, chłopie, wilka złapiesz!!! Paweł Zarzeczny