Z bohaterów mieli tylko Wilhelma Tella, co to jak wiadomo strzelał do własnego dziecka, ale chybił, trafił jednak w jakieś jabłuszko i tak się zrodziła legenda. I byłby to spokojny, totalnie wiejski kraj, gdyby nie wstręt tamtejszych obywateli do wojen, za czym poszło ogłoszenie neutralności plus zlikwidowanie własnej armii. Okazało się to większym szwajcarskim wynalazkiem, niż czekolada, fondue, emmentaler i zegar z kukułką. A to dlatego, że do kraju, w którym nigdy nie toczy się żadna wojna, wszyscy zamożni ludzie postanowili pozawozić pieniądze. Zebrało się tego przez setki lat naprawdę sporo i dziś naszpikowana sztabami złota jest praktycznie każda większa szwajcarska góra. A ponieważ część wpłacających zmarła, zginęła, przepadła - większość tych lokat, liczonych w setkach miliardów dolarów, na zawsze wzbogaciła tę cichą, góralską krainę. Jest to państwo nie tylko bez armii (to znaczy mężczyźni mają służbę wojskową i nawet broń w domach, lecz jej praktycznie nie używają), ale nawet jest to państwo bez międzynarodowych ambicji. Do Unii nie chce, do NATO (z powodu wspomnianej neutralności) również, prezydenta zmienia co roku w systemie rotacyjnym, gada czterema przynajmniej językami, a gdzieniegdzie ma nawet demokrację bezpośrednią - mianowicie w niektórych kantonach przetrwał zwyczaj, by istotne dla okolicy decyzje podejmowali dorośli mężczyźni zebrani na łące (są tam również interesujące rozgrywki sportowe - mianowicie puszcza się na wspomnianą łąkę jakąś krowinę, pole dzieli na kwadraty, a kibice typują gdzie zwierzę pozostawi placek...). Szwajcarzy zabezpieczyli się również przed napływem emigrantów, mianowicie aby uzyskać tamtejsze obywatelstwo trzeba albo mieszkać kilkanaście lat (i starać się nie wyjeżdżać zbyt często w tym czasie), albo być dobrym piłkarzem. Innej opcji nie przewidziano. No i byłoby tam nadal sielsko anielsko, gdyby nie wrodzona szwajcarska uczciwość. Paradoks, ale właśnie uczciwość zgubić może wkrótce ten kraj. Bo oto wpływowe kraje świata, głównie USA i Izrael, zarzucać zaczęły Helwetom, że sporo tych miliardów spoczywających na tamtejszych kontach pochodzi ze zbrodni, przestępstw, że znaczone są krwią - jak fortuna Marcosa na przykład. Albo że pieniądze te należałoby zwrócić ofiarom, bądź ich potomkom - tu oczywiste jest iż dotyczy to głównie Holocaustu. Że mnóstwo pieniędzy, wzbogacających banki, należy do nazistów, komunistów i swołoczy wszelkiej maści. No i Szwajcarzy - uczciwie - prokuratorom wszystkich zainteresowanych krajów zaczęli szeroko otwierać drzwi. Było to o tyle przełomowe i zaskakujące, że dotyczy to jednak firm całkowicie prywatnych, tajemnicy bankowej i rezygnacji z tego wszystkiego, co Szwajcarzy zawsze gwarantowali. Poufności, pewności, niezawodności. Jest zatem więcej niż pewne, że prędzej czy później ujawnią tajne konta polskich polityków - bo nikt nie ma w tym interesu, żeby kryć pospolitych złodziei. No tak, ale kto będzie chciał dalej do Szwajcarii wozić pieniądze? Na to pytanie trudno znaleźć odpowiedź. Być może kraj ten wystarczająco dobrze żyje dziś z turystyki, albo więcej złota zwyczajnie nie potrzebuje, bo się już w sejfach nie mieści. No, ale chciałbym mieć kiedyś takie kłopoty. Paweł Zarzeczny