Święto Pracy, zapożyczone z kapitalistycznej Ameryki, było tam niezwykłym wydarzeniem. Tego dnia bowiem przewodnia siła, czyli tamtejszy proletariat miał szczęście zobaczyć raz w roku kiełbasę, nomen omen zwana "prazdnikowa" - świąteczna. Ponieważ Polska bardziej zawsze była na zachód, nasz pochód startował dwie godziny później, a do oglądania była (w Warszawie) najprawdziwsza wedlowska czekolada z orzechami. Ciemny naród rzecz jasna po tę czekoladę z zapałem maszerował (bo to nieprawda, ze za nieobecność zwalniali), a przy okazji poznawał moc realnego planowania: mianowicie jak w 8 godzin przejść zaledwie 500 metrów. Ja na pochody nie chodziłem - była bowiem u nas tradycja, ze 1 maja chodzi się tylko grać w piłkę i pić wino. Raz tylko zastanawiałem się czy grać - prazdnik wypadł bowiem zaraz po Czernobylu chyba i każde padniecie w trawę groziło choroba popromienną. Aha, raz jednak.złamałem się i poszedłem na pochód. Ale było to 1 maja 1982 roku, i był to nie pochód ludzi pracy, tylko pochód niepodległościowy, pierwsza ogromna demonstracja tysięcy warszawiaków przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, a naprzeciw nas stało wojsko z naładowanymi karabinami - niesamowite uczucie i naprawdę nie było mowy o żartach. Kiedyś "Gazeta Wyborcza" dała zresztą z tego niezwykłego pochodu zdjęcie i byłem dumny, ze znalazłem na nim swoją twarz, wśród aż tylu wspaniałych, walczących o podstawowe prawa człowieka - Polakow. To był 1 maja autentyczny i jedyny, ten właśnie pod lufami karabinów... A propos praw człowieka i święta pracy - w większości konstytucji a pewnie i w deklaracji praw człowieka ONZ zapisane jest właśnie prawo do pracy. Fikcja to jednak totalna, bowiem gdyby to prawo traktować serio - każdy pozbawiony tego prawa powinien bez problemu uzyskać w sądzie odszkodowanie! (to nie moje odkrycie, lecz doktora Sommera, cytowanego tu wczoraj mądrali). Otóż prawo to nie jest przestrzegane nigdzie, w Polsce również, a dramat bezrobocia dotyka miliony ludzi i rodzin, zmusza do niechcianej emigracji i szorowania cudzych katow. Są ludzie, którzy o prace się modlą. Niestety, wielu bezrobotnych to zwyczajni lenie - czy nie dlatego mimo posiadania gigantycznej rezerwy sily roboczej trwa debata, kto wybuduje stadiony na Euro 2012 i czy nie czas sprowadzić Chińczyków? (copyright Jarosław Mądry). Właśnie siostra opowiedziała mi pasującą do sytuacji dykteryjkę, z dwóch krajów, w których mieszka: Francuz pracuje, aby żyć. Niemiec żyje, żeby pracować. A ja uzupełniłem: Polak zazwyczaj ani nie pracuje, ani nie żyje. Smutna to pierwszomajowa konstatacja... Bo niestety Polak ma wciąż jedno skojarzenie: że robota to głupota. Pewnie dlatego wielu z nas Święto Pracy ma na okrągło. Paweł Zarzeczny