Utarło się w Polsce jakoś dziwnie, że jak ktoś jest już władcą Rosji, no to musi nienawidzić Polaków i wszystkiego co polskie. Nic bardziej błędnego, bo nie dla każdego nasz kraj był krajem priwislanskim bądź republiką rad. I taki właśnie był Jelcyn - dobry sąsiad. Oczywiście miał wady (kto ich nie ma), wywodził się z najgorszej sowiecko-bolszewickiej szkoły aparatu, gdzieś z dalekiego Swierdłowska, karierę robił rzecz jasna nie na prawieniu mądrości, lecz umiał się w odpowiednim momencie z ideologicznego i narodowego gorsetu wyzwolić. Dość przypomnieć, że to on wycofał od nas Armię Czerwoną, po której wyjściu sklepy natychmiast zapełniły się mięsem, a klasa robotnicza straciła główny powód do strajków. Jelcyn nie kręcił w sprawie Katynia, ani w żadnej innej, odważnie walczył z moskiewskim puczem (a mógł dostać w czapkę, to więcej niż pewne) i generalnie chwalony był mniej niż zasługiwał (taki Gorbaczow odwrotnie - dużo mówił, mało robił). Jeśli już, to wypominano mu bratanie się z oligarchami (a z kim miał się kumplować, z lumpenproletariatem jak Lenin?), no i że dużo pił - żebyśmy wszyscy mieli tylko takie problemy. No i że wymyślił Putina. Fakt, że ten Putin jednak dał mu godnie się zestarzeć i odejść, fakt że twardo broni dziś interesów Rosji (no bo czyich ma bronić, Grenlandii?) świadczy że Jelcyn następcę wybrał trafnie. No i w jesieni życia nie próżnował - można uznać go twórcą sukcesów rosyjskiego tenisa, bo w światowej czołówce (zwłaszcza kobiet) dominacja tej nacji, zrodzonej przez Kremlin Cup, jest gigantyczna. Różnie umierają przywódcy. Bierut (też sowiecki namiestnik) swoim zgonem w Moskwie wprawił Polskę w nieopisaną radość. Podobnie Breżniew, który odszedł 11 listopada, w nasz Dzień Niepodległości (z kolei rosyjski Dzień Niepodległości to data, w której dowalili naszemu Stasiowi Żółkiewskiemu, co to Moskwę zdobył, ale się niestety nie utrzymał). Śmierć Jelcyna o tyle pozbawiona jest podtekstów, że żaden Polak nie ma prawa źle go kojarzyć. Przy tak trudnym i skomplikowanym sąsiedztwie wielka to sztuka i przyzwoitość. By jednak nie uderzać w same podniosłe tony - mały żart na koniec (oj, też o pewnym sowieckim przywódcy!). Codziennie do kiosku podchodzi klient, prosi o gazetę, ogląda pierwszą stronę, oddaje i odchodzi. Kioskarz pyta pewnego razu: - Czego pan tam szuka? - Nekrologu. - No to nekrologi są dalej, w środku, nie na pierwszej... - O nie. Ten będzie na pierwszej. Jelcyn na pierwszej nie będzie. Borys, Polska Ci dziękuje. Paweł Zarzeczny