Z przypadku Dudka można się śmiać - to generalnie dżentelmen i parę wiązek pod adresem sędziego można mu wybaczyć - sam zresztą parę bluzgów niejednemu bym posłał, choć nie nazywam się Sam, tylko Paweł. Także przypadek Robinsona jest z rzędu tych zabawnych... Anglia miała nawet aż trzech pokręconych Robinsonów. Pierwszy to Robinson Nieznany - taki dziewiętnastowieczny goalkeeper, który rzucając się na wszystkie strony za sznurowaną jeszcze piłką ukuł termin Robinsonada. Drugi to oczywiście Robinson Cruzoe - ten co to na bezludnej wyspie żył z Piętaszkiem i pewnie dlatego dorobił się stada kóz, ale dziecka żadnego. A trzeci to tak zwany Paul Robinson Nauczyciel. Oto nie trafiając w turlaną przez Gary Neville'a piłeczkę przypomniał nam wszystkim, że ziemia wcale nie jest przecież płaska! I dlatego piłka musiała trafić wreszcie na jakieś takie kosmiczne zakrzywienie budząc kosmiczną radość w Chorwacji i okolicach. No, ale kolejne dwa bramkarskie przypadki już śmieszne nie były, mianowicie wyjazd karetką do szpitala obu bramkarzy Chelsea, Cecha i Cudiciniego. Zwłaszcza informacja z wczorajszej nocy, że Czech (Cech) przeszedł skomplikowaną operację czaszki. I rodzi się pytanie czy z takim urazem głowy można jeszcze grać w piłkę na tak rewelacyjnie zaostrzonym poziomie? Wprawdzie znam wielu znakomitych bramkarzy inwalidów (Kirkland!), także chorych na umyśle (hmm, nie będę tu przypominał kilku znanych biografii, znacie je doskonale), ale z głową żartów nie ma naprawdę. Dotychczas za najbardziej niebezpieczny, a nawet wielce śmiertelny sport uchodzi nie Formuła 1, nie rajdy, a taki z pozoru niewinny golf. Czemu? Ano mnóstwo graczy ginie każdego roku od uderzeń pioruna (rozległy teren gry, często deszczowa pogoda która prowokuje, by skryć się pod jakimś drzewem). I oto futbol, niestety, również staje się groźny, szczególnie dla bramkarzy. Fair Play (takie jak za czasów Lubańskiego, który nad bramkarzami przeskakiwał) już zanika, napastnicy atakują bramkę coraz bardziej zdecydowanie, w coraz szybszym tempie, z determinacją jaką mogą wzbudzić milionowe premie (każdy z nas chyba walczyłby do utraty tchu, gdyby tylko los dał mu szansę). A w tym wszystkim, w polu karnym osaczonym nieraz przez dwudziestu ludzi, osamotniony gość którego chronią tylko rękawiczki!!! A gdzie kask (mają go kolarze, bokserzy, nawet kucharze), gdzie nauszniki (piłkarze wodni), choćby czepek (pływacy) itp. To nie żart, hokeiści też przecież zaczynali z gołymi głowami, a dziś ich rynsztunek przypomina średniowieczne zbroje rycerskie. Więc może warto się nad tym zacząć zastanawiać - zanim na jakiś stadion nie wkroczy inspekcja pracy i zakaże organizowania niebezpiecznych zawodów. No, wszystko to jeszcze zmartwienia są na zapas, ale dla mnie w samą porę - bo już bałem się, że będę musiał analizować grę Bełchatowa lub nie daj Boże Łęcznej i Płocka (określenie gra jest w tym wypadku moim mało wybrednym żartem). Ale żeby nie było tak śmiertelnie poważnie - na koniec ładny dowcip o tych nieszczęsnych połamańcach z meczu Chelsea - Reading, jaki znalazłem na necie. O co zapytał Cech Cudiciniego, jak go zobaczył w szpitalu: - To ty też postawiłeś na Reading? Paweł Zarzeczny, "Dziennik"