Pomijam już fakt, że Kwaśniewski winien dostać raczej order. Gdyby każdy Polak wyciągnął od kogokolwiek z zagranicy 1 mln nowych złotych, dałoby to kwotę 40.000.000 razy 1.000.000, czyli 40.000.000.000.000, czyli dziesięć do dwunastej, czyli bilion złotych! Jak wielka to kwota (po polsku jednak wyłącznie, bo po angielsku bilion to ledwie miliard, czyli dziesięć do dziewiątej, mniej więcej tyle ile ma królowa), a zatem kwota to tak gigantyczna, że - jak podają encyklopedie - praktycznie nie stosowana! A szkoda. Gdyby każdy był tak zdolny jak Aleksander Kwaśniewski, znalezienie 11 miliardów złotych dla lekarzy byłoby drobnostką nie wartą gadania. W kasie państwa pozostałoby tych miliardów jeszcze do cholery i trochę. Nasza czujna prokuratura podejrzewa jakiś szwindel. Ba, ale gdyby Pinczuk chciał kogokolwiek oszukać, toby dał "Kwachowi" pieniądze nie przelewem, a tak jak się zwyczajowo dawało Polakom jurgielt, czyli w walizce. Zatem podejrzenie o oszustwo jest równie prawdopodobne, jak ewentualne oskarżenie Kwaśniewskiego o chęć przyłączenia Ukrainy do Polski (byłbym za). Dawali, to wziął. I każdy by tak zrobił. No, chyba że idiota! Słyszę także jakiś bełkocik, że nie powinno się brać kasy od oligarchów. Oznaczałoby to, że nie wolno brać od nikogo, bo jak wiadomo uczciwych ludzi stać na darowizny góra do stu złotych. A cóż to zresztą znaczy, że Pinczuk jest zły, bo miał teścia prezydenta? Prezydent Bush, nasz obecny przyjaciel, ma nawet ojca prezydenta! I brata gubernatora! Nie jest to klan oligarchiczny? Generalnie nikomu nic do tego, skąd ludzie biorą pieniądze, co w klasyczną formułę ujął mój przyjaciel hrabia "Bubu". Wciąż pytany przez urząd skarbowy skąd bierze pieniądze, odpowiada niezmiennie: "Jak to skąd? Z szafy!". Paweł Zarzeczny