Tymczasem dziś jest ten człowiek na ustach wszystkich. A to dlatego, że przypomniał zapomniane pojęcie - honor. Ostatni polityk, który to mówił przed nim, to był minister spraw zagranicznych Beck w 1939, kiedy rzekł w sejmie, że wszystko w życiu ma swoją cenę - poza honorem właśnie. I otóż Jurek wykazał, że znaczna część politycznych elit, także z jego własnego obozu, honoru nie ma - bo kieruje nimi wyłącznie pragmatyzm. I niebezpośrednio, ale wskazał jednak na oszustwo tych posłów, którzy przekraczając progi parlamentu do roty ślubowania dodają: "Tak mi dopomóż Bóg". Ale z pana Boga wybierają tylko co im pasuje. Mam nawet wrażenie, ze Jurek zdjąłby z sejmowej ściany krzyż, tak niegodne go miejsce. W ogóle zwyczaj podawania się do dymisji z powodu przegranego głosowania niezwykle jest rzadki - choć przypominam sobie generała i prezydenta zarazem de Gaulle... Pamiętam też, że złożył dymisję prezydent Nixon (choć naprawdę nie musiał), a nie złożył Clinton (choć powinien, wtedy kiedy nie trafił cygarem do popielniczki). Albo zadziwiająca rezygnacja - abdykacja króla Anglii Edwarda VIII, bo zamiast korony wybrał pewną amerykańską rozwódkę, panią Simpson. Taaa, to nieprawda, że człowiek w genach ma imperatyw przyspawania się do stołka. Są, po prostu, wciąż ludzie honoru i ludzie bez niego. Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że rezygnuje prezes PZPN Listkiewicz? Wszelako rezygnacja Jurka (oj, musiał on mieć ciężko już od chwili poczęcia: Jurek, ogórek, kiełbasa i sznurek śpiewano w Polsce wszystkim Jurkom) ma też przejawy dziecinady. No bo cóż się stało w sejmie? Ano nie znalazła się większość konstytucyjna dla pewnego śmiałego projektu, bo i się znaleźć nie mogła. Gdyby zresztą tak było - konstytucję zmieniano by co trzy dni, a jest to kłopotliwe chociażby ze względu na konieczność ciągłych dodruków (gdy takim Amerykanom wystarcza lapidarne 21 bodaj artykułów sprzed lat ponad dwustu, z nielicznymi i nieistotnymi w gruncie rzeczy poprawkami). Zatem obóz Jurka przegrał, sprawę fundamentalną, ale niepotrzebnie ją wnosił pod obrady niewierzących bądź wierzących powierzchownie. No i Jurek niepotrzebnie spróbował wylać potem swe żale na piersi premiera - bo i cóż po płaczu nad rozlanym mlekiem? Stało się, jak się stało, Jurek pokazał klasę moralną, ale i polityczny brak wyobraźni, zatem premier i tak wybierze sobie wkrótce nowego marszałka, posłuszniejszego i bardziej dyspozycyjnego, bez wątpliwości moralnych, bo partie to nie kluby dyskusyjne. Kaczyński jest jak dobry szachista, planuje kilka ruchów naprzód, a każdy przecież wie, że w szachach jest też coś takiego jak poświęcenie. Jurek wykonał groźbę chyba za szybko. Kaczyński, który poświęcił już niejednego piona i niejedną figurę, poświęci więc zapewne i marszałka. Zresztą, mój Boże, nie przesadzajmy - każdy duży chłopiec potrafi puknąć trzy razy laską. Paweł Zarzeczny